Featured

Ogłoszenie – Sailor Moon Pliki

Hej,

w menu na moim blogu możecie znaleźć nową zakładkę: Sailor Moon Pliki.

Na tej stronie znajdziecie linki do mojego Dysku Google, na którym będę przechowywać kopie wszelkich plików związanych z Sailor Moon, jakie mam. Część mam fizycznie, jak Fanbooki dla Sailor Senshi czy najnowszy Artbook Sailor Moon Raisonne. Innych niestety nie udało mi się zdobyć, i nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to uda. Wiem zatem, jak trudne (i kosztowne) może być zdobywanie takich rzeczy.

Samo zdobycie artbooka Sailor Moon Raisonne nie było dla mnie proste i musiał on przyjechać do mnie z Japonii. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy mają taką możliwość, tym bardziej że artbook ten można było zakupić jedynie poprzez pośrednictwo osób, które zaoferowały taką sprzedaż z wysyłką zagraniczną. Rozumiem jednak, że jest wiele osób, które chętnie zapoznałoby się z takimi materiałami.

Właśnie dlatego postanowiłam stworzyć zakładkę poświęconą publikacjom związanym z Sailor Moon. Jednak w związku z prawami autorskimi i tym, że Toei Animation często blokuje strony i twórców, którzy w jakiś sposób naruszają takie prawa, zdecydowałam się na zahasłowanie tej strony.

Zresztą długo biłam się z myślami, czy w ogóle powinnam udostępniać takie pliki, bo osobiście jestem osobą, która jest za legalną kulturą i wydaje większość swoich pieniędzy przeznaczonych „na przyjemności” właśnie na kupno mang czy biletów do kina, ale z drugiej strony rozumiem fanów, którym twórcy nie dają możliwości legalnego korzystania z kultury, gdyż dzieła (mangi, artbooki, anime) nie trafiają legalnie na rynki zagraniczne.

Cóż… jako fance One Piece pozostaje mi jedynie powiedzieć: I’m a pirate! 🏴‍☠️

Mam jednak nadzieję, że coraz więcej mangi i anime będzie się pojawiać legalnie w Polsce (tak jak najnowsze odcinki One Piece na Netflixie). Chciałabym także, aby przyniosło nam to również więcej Artbooków, light novel czy merchu związanego z japońskimi dziełami (i nie tylko, bo koreańskie i chińskie tytuły są o wiele trudniej dostępne, nie mówiąc już o tytułach choćby z Tajlandii).

Jestem jednak przekonana, że nie mamy szans na otrzymanie tych starszych publikacji. Zresztą z tymi nowszymi też różnie bywa, szczególnie w przypadku Toei Animation, co mogliśmy obserwować przy okazji premiery Sailor Moon Cosmos. W związku z tym pragnę podzielić się z Wami tym, co mam.

Pliki będą pojawiały się co jakiś czas, jednak nie będę tego komunikować osobnymi wpisami, a po prostu aktualizować stronę.

Kilka osób już wcześniej pytało mnie o niektóre materiały, więc mam nadzieję, że takie miejsce ze zbiorem różnych publikacji Wam się przyda.

Nie przewidywałam wcześniej używania hasła na mojej stronie, ale mam nadzieję, że rozumiecie, skąd taka decyzja. Jeśli jednak napotkacie gdzieś wpis z hasłem, to hasło zawsze brzmi

SailorMoon

Jeśli chodzi o dostęp do plików, to możecie w nie wejść klikając w okładkę przy interesującym Was pliku w zakładce „Sailor Moon Pliki”, albo wyszukując wpis „Sailor Moon Pliki” jaki wkrótce opublikuję.

Link do zakładki: https://kibonohoshi.wordpress.com/sailor-moon-pliki/

Link do wpisu: https://kibonohoshi.wordpress.com/2024/05/03/sailor-moon-pliki/

Sailor Moon Raisonne

Hej,

trochę mnie nie było i nie chcę jeszcze ogłaszać, że wrócę z przytupem. Tym bardziej, że mam wrażenie, że im bardziej planuję powrót, tym mocniej życie psuje moje plany. Zatem póki co nic nie planuję, ogarniam powoli się prywatnie i po cichu liczę, że wena i czas na pisanie wkrótce powrócą.

Dziś jednak postanowiłam przyjść z nowym wpisem i nową inicjatywą z mojej strony. Wiem, że zaczynanie czegoś nowego, gdy mam tyle zaległości, może wydawać się nie być najlepszym pomysłem, ale nie zamierzam poświęcać temu projektowi zbyt wiele czasu, a raczej korzystać z tego, co już posiadam.

O co zatem chodzi?

Tym razem będą to publikacje związane z Sailor Moon, a na początek najnowszy, wydany w kwietniu artbook Sailor Moon Raisonne.

W dzisiejszym wpisie opowiem Wam trochę o najnowszym, długo wyczekiwanym artbooku. Prędzej jednak chciałabym uprzedzić, że jako kolejny na moim blogu ukaże się wpis chroniony hasłem. Postanowiłam użyć hasła, gdyż umieszczam tam zdjęcia i inne pliki związane z Sailor Moon. Jednocześnie w Menu bloga pojawiła się nowa zakładka „Sailor Moon Pliki”. Gdy tam wejdziecie, znajdziecie ogólne opisy publikacji związanych z Sailor Moon. We wpisie chronionym hasłem będę przechowywała kopie niektórych z tych plików, stąd konieczność nałożenia hasła.

✍️ SailorMoon

Przejdźmy jednak do Sailor Moon Raisonne

Sailor Moon Raisonne, to najnowszy artbook z dziełami Naoko Takeuchi związanymi z Sailor Moon. Artbook został wydany 12 kwietnia 2024 roku i w trakcie pisania tego postu dostępny jest tylko w Japonii. Czy będzie dostępny także w innych krajach? Tego jeszcze nie wiadomo. Mniej więcej 10 lat temu zapowiadano wydanie artbooka, który miałby być dostępny w 7 krajach, ale czy była to mowa o właśnie wydanym Sailor Moon Raisonne, czy może tamten artbook nigdy nie doczekał się realizacji – tego nie wiadomo.

Część osób zastanawia się nad nazwą Sailor Moon Raisonne. Cóż, nie jest to żaden rodzaj kolejnej nazwy wymyślonej przez Naoko Takeuchi, czy wskazującej na jakieś różnice, jak np. gdy mówimy o Sailor Moon Crystal. Jest to bardziej określenie techniczne.

Catalogue raisonne

Catalogue raisonné  to obszerna, opatrzona komentarzami lista wszystkich znanych dzieł danego artysty, czy to w określonym medium, czy we wszystkich mediach. Utwory są opisane w sposób umożliwiający ich wiarygodną identyfikację przez osoby trzecie, a zestawienia takie odgrywają ważną rolę w uwierzytelnianiu. Choć termin ten pochodzi z języka francuskiego, to w niezmienionej formie występuje w terminologii technicznej anglojęzycznego świata sztuki.

Catalogue raisonne może zawierać wszystkie prace danego twórcy, lub prace zawężone do jakiegoś rodzaju dzieła, albo rozszerzać się do prac grupy artystów. Często skompletowanie takiego katalogu trwa latami. Dla przykładu – podobno około 25 osób przez 11 lat pracowało nad trzytomowym katalogiem raisonne dla malarza abstrakcyjno-ekspresjonistycznego Roberta Motherwella.

Taki typ katalogu jest niezwykle cenny pod względem uwierzytelniania dzieł artysty. The New York Times opisał katalogi raisonnés jako ostateczne, naukowe kompendia twórczości artysty, „najwyższego arbitra autentyczności i fałszerstwa”.  Takie katalogi mają ogromne znaczenie, przy określaniu, czy dane dzieło jest uważane za autentyczne, czy nie.

Pretty Guardian Sailor Moon Raisonne

Jak już możemy się domyślać, wydany w tym roku artbook, to praktycznie kompletny zestaw dzieł Naoko Takeuchi związanych z Sailor Moon. Wiem, że część fanów zarzuciła już brak kilku prac w tym zestawieniu, ale zebranie 745 ilustracji to i tak najlepsze, co do tej pory dostaliśmy.

Na oficjalnej stronie Sailor Moon, we wpisie dotyczącym wydania Artbooka, znajduje się mniej więcej taki opis. Tłumaczenie zostawiam takie, jak przetłumaczył mi translator, więc niektóre zdania mogą być nieskładne.

„Pretty Guardian Sailor Moon” nadal błyszczy wiecznie, od początku emisji serialu w „Nakayoshi” w 1991 r. aż do dnia dzisiejszego.
Najnowsza kolekcja kolorowych ilustracji zostanie wydana w piątek, 12 kwietnia.
Oprócz kolorowych ilustracji z czasów serii „Nakayoshi” i cyfrowo kolorowanych ilustracji narysowanych po serii, w zestawie znajdują się także cenne materiały scenograficzne do „Pretty Guardian Sailor Moon”. Co więcej, uwzględniono także kolorowe ilustracje filmu „Codename Sailor V”, a łączna liczba zawartych pozycji wynosi 745. To naprawdę całkowicie zachowana wersja!
Przód i tył okładki zawierają ilustracje 10 Sailor Warriors, a logo jest luksusowo ozdobione złotą i srebrną folią.

Sailor Moon Raisonne – moja perspektywa

Przyznam, że z niecierpliwością czekałam na paczkę z Japonii i prawie skakałam ze szczęścia, gdy kurier zapukał do drzwi. Muszę przyznać, że posiadanie tego artbooka naprawdę mnie uszczęśliwiło. Jest piękny. Szczerze mówiąc jednak, żałuję, że nie został wydany w jeszcze większym formacie. Uwielbiam artbooki, które wydawane są w formacie A4 lub zbliżonym, gdyż pozwala to podziwiać twórczość w lepszej jakości. Artbook Sailor Moon Raisone jest zdecydowanie większy od starego wydania mangi i nadal większy od nowego wydania Eternal, ale porównując choćby z poprzednim zakupionym przeze mnie artbookiem z serii Kimetsu no Yaiba, czuję pewny niedosyt. Czekając tyle lat, chętnie zapłaciłabym jeszcze więcej, gdybym tylko mogła dostać większy format.

A jak to wygląda cenowo?

Sam artbook kosztuje 3 980 jenów, co przy obecnym kursie daje nam około 102 złote / 23 euro.

Artbooka nie można było jednak zamówić bezpośrednio (nie było opcji wysyłki zagranicznej), więc chcąc go zakupić musiałam zdać się na prywatnych sprzedających. Ja kupiłam przez platformę eBay, w momencie, gdy uruchomione były przedpłaty na tę pozycję. Oczywiście wiązało się to z potrzebą nie tylko opłacenia przesyłki zagranicznej, ale także opłacenia „zarobku” dla osoby sprzedającej. Koszt dostawy wynosił jakieś  3 800 jenów, a osoba sprzedająca zarobiła na tej transakcji prawie drugie tyle. Finalnie artbook kosztował mnie zatem około 11 000 jenów, czyli mniej więcej 280 zł / 65 euro. Było to i tak dość tanio, ze względu na bardzo niski kurs jena w momencie, gdy opłacałam zamówienie.

Prace, które znajdowały się w artbooku to w większości dzieła Naoko, które już wcześniej znałam. Przyznam jednak, że przyjemnie jest móc trzymać je w dłoni, zebrane w jednej książce. Dodatkowo znalazły się tam też najnowsze prace z 2023 roku oraz kilka takich, których wcześniej nie widziałam.

Fanom Sailor Moon szczerze polecam ten artbook, bo osobiście uważam to za cenną część mojej kolekcji. Jeśli jednak nie będziecie mieć okazji do zakupu, to zapraszam do zakładki Sailor Moon Pliki na mojej stronie.

Pamiętajcie, że hasło SailorMoon wpuści Was wszędzie 😃

 鳥山 明 Akira Toriyama [*]

Choć piątki, to zazwyczaj ulubione dni tygodnia, to wczoraj fani na całym świecie nie czuli ochoty do świętowania. Z samego rana świat obiegła informacja o śmierci Akiry Toriyamy, sprawiając, że w oczach wielu osób pojawiły się łzy. Bo choć niewielu mogło osobiście poznać Akirę Toriyamę, to jego dzieła wpłynęły na całe pokolenia. Dla mnie, jak i dla wielu innych osób, to właśnie pan Akira Toriyama otworzył drzwi do świata mangi i anime. Zresztą Toriyama-sama nie tylko zachęcił świat, aby spojrzał w kierunku japońskich produkcji, ale jednocześnie utorował drogę dla innych mangaków, inspirując ich i zachęcając do tworzenia. Nie będzie przesadą, jeśli powiemy, że gdyby nie Akira Toriyama, to współczesny świat mangi i anime na pewno nie doczekałby się wielu sławnych produkcji.

Japoński mangaka Akira Toriyama zmarł pierwszego marca 2024 roku z powodu ostrego krwiaka podtwardówkowego. O śmierci mangaki poinformowano jednak tydzień później, dopiero po tym, jak odbyły się uroczystości pogrzebowe. Choć wielu fanów zszokował fakt, że informacja ta została przekazana tak późno, to ja osobiście uważam, że była to prawdopodobnie najlepsza z możliwych decyzji. Akira Toriyama całe życie był osobą skrytą, nie ujawniającą o sobie zbyt wiele. Wierzę, że także jego ostatnia droga na tym świecie też właśnie taka miała być. Cicha i w gronie najbliższych.



Akira Toriyama pochodził z bardzo biednej rodziny i gdy był dzieckiem nie mógł pozwolić sobie na realizację marzeń. Tym bardziej, że z tego co czytałam, pieniędzy nie starczało często nawet na jedzenie. Zawsze jednak, gdy o czymś marzył, oddawał się rysowaniu. To zamiłowanie do rysowania go nie opuściło, a twórczość Walta Disneya i Osamu Tezuki stała się dla niego inspiracją. Akira Toriyama nigdy nie brał jednak pod uwagę tego, że może się stać sławny. Nawet gdy po raz pierwszy zgłaszał swoją mangę do konkursu organizowanego przez jeden z magazynów, nie podpisał się pseudonimem, jak czyniła to większość twórców. Był pewny, że nie ma ku temu żadnego powodu. Później, gdy jego dzieła stały się sławne, przyznawał, że używanie prawdziwego nazwiska było tym, czego najbardziej żałuje.

Choć Akira Toriyama się tego nie spodziewał, to jego dzieła szybko stały się popularne, a najbardziej rozpoznawalne z nich, sprawiło, że sam mangaka znalazł się w gronie tych najpopularniejszych. Jego twórczość zaś zyskała miano przełomowej. Akira Toriyama rysował przez całe swoje życie, tworząc wiele prac. Tą jednak, która przyniosła mu największą sławę, była seria „Dragon Ball”. Wierzę, że nawet jeśli nie oglądaliście tego anime, to na pewno o nim słyszeliście.

Dla mnie „Dragon Ball” to pierwsze anime jakie widziałam i jakie uwielbiałam. Pamiętam, jak razem z bratem siadałam przed telewizorem i z uśmiechem na ustach oglądałam przygody bohaterów. Pamiętam również, jak mój młodszy brat udawał ataki, a ja wcale nie byłam mu dłużna. W końcu w tamtym czasie wiele dzieciaków się tak bawiło. Pamiętam, jak śmieszył mnie mały Son Goku i jego małpi ogonek, jak bardzo lubiłam silną i niezależną Bulmę, która była tak inna od ratowanych przez facetów księżniczek Disneya. Zresztą nawet ostatnio zdarzyło mi się napisać zdanie „i uwielbiam, jak Bulma zrobiła z wrogiego wojownika swojego męża pantoflarza”. Może to trochę uproszczone, ale Bulma i Vegeta to była moja ulubiona para! Zresztą, nie tylko ich lubiłam w tej serii, ale wymienianie wszystkich i wszystkiego zajęłoby zbyt dużo czasu. No ale zboczony staruszek to właśnie w „Dragon Ball” śmieszył mnie po raz pierwszy w życiu. Bo ja już wtedy trochę to rozumiałam, w przeciwieństwie do mojego młodszego brata.

„Dragon Ball” to jednak nie tylko anime (i manga), które dla mnie są wyjątkowe. Nie chodzi też tylko o fanów na całym świecie. „Dragon Ball” to nie tylko dzieło, które uczyniło Akirę Toriyamę jednym z najsłynniejszych mangaków. „Dragon Ball” to dzieło, które wpłynęło na świat mangi i anime, jaki dziś znamy.

Może nie spotkaliście się z tym określeniem, ale w świecie mangi i anime istnieje określenie „Wielkiej Trójki”. Jest to miano przyznane trzem seriom, uwzględniające pewne kryteria. Obecnie mówi się także o nowoczesnej wielkiej trójce, ale o  tym może napiszę kiedy indziej. Tradycyjna Wielka Trójka to „Naruto”, „Bleach” i „One Piece”. Sądzę, że słyszeliście minimum o „Naruto” i „One Piece”. Moglibyście jednak zapytać, co ma z tym wszystkim wspólnego „Dragon Ball”. Co? Kolokwialnie mówiąc, „Dragon Ball” to ojciec wielkiej trójki. „Dragon Ball” przetarł szlaki i stał się inspiracją, do tworzenia kolejnych dzieł.



Czy twórczość Akiry Toriyamy wywarła rzeczywiście tak wielki wpływ na japońskie mangi? Sądzę, że choć można byłoby o tym pisać wiele, to najdobitniej powiedzą to słowa samych twórców mang, którzy oficjalnie wypowiedzieli się po śmierci Akiry Toriyamy.

Eiichiro Oda, twórca One Piece:

Objąłeś ster w czasach, gdy czytanie mangi uważano za głupią stratę czasu. Stworzyłeś erę, w której zarówno dorośli, jak i dzieci mogli czytać mangi i się nimi cieszyć. Pokazałeś mi, że manga może coś takiego osiągnąć. Sprawiłeś, że marzyłem o dotarciu do całego świata. Byłeś moim superbohaterem.

Twój wpływ nie ograniczał się tylko do branży mangowej. Dzieciństwo milionów twórców z różnych branż zakorzenione jest w emocjach związanych z czytaniem i oglądaniem „Dragon Balla”. Twoje istnienie było jak wielkie drzewo, którego gałęzie sięgają nieba. Im bliżej byliśmy twojej twórczości, tym bardziej zdawaliśmy sobie sprawę z jej znaczenia, dla mangaki naszego pokolenia. Chociaż było to przerażające, osoba stojąca za tym wszystkim była bardzo spokojna, a odkrycie tego bardzo mnie uszczęśliwiło. Skończyło się na tym, że kochaliśmy Cię za to, kim byłeś, a nie tylko za to, co zrobiłeś.

Chciałbym wyrazić mój najgłębszy szacunek i wdzięczność za tętniący życiem twórczy świat, który pozostawił po sobie Toriyama-sensei, i modlić się z głębi serca, aby spoczywał w pokoju. Mam nadzieję, że niebo będzie tak zachwycające, jak sobie je wyobrażałeś w swojej mandze.”

Masashi Kishimoto, twórca Naruto:

Szczerze mówiąc, nie wiem, co i jak napisać o czymś tak nagłym. Ale chciałbym wyrazić swoje myśli i uczucia wobec Toriyamy-sensei, o co chciałbym, żeby on sam pewnego dnia mnie o to zapytał. Kiedy dorastałem z „Dr. Slump” i „Dragon Ball” w szkole, posiadanie jego mangi pod ręką było zawsze czymś naturalnym i częścią mojego życia. Nawet gdy miałem złe doświadczenia, oglądanie „Dragon Ball” sprawiło, że o tym zapomniałem. To była ulga dla mnie, wiejskiego chłopca, który nie miał nic. Ponieważ „Dragon Ball” nie może być zabawniejszy.

Kiedy dostałem się do college’u, nagle „Dragon Ball” się skończył i poczułem niesamowite poczucie straty, którego nie mogłem zastąpić. Ale jednocześnie dało mi możliwość zrozumienia wielkości mistrza, który go stworzył. I oczywiście chciałem zrobić coś podobnego. Chciałem być jak mój mistrz. Zacząłem podążać jego śladami i pragnąłem zostać mangaką, co sprawiło, że poczucie straty zniknęło. Ponieważ tworzenie komiksów było zabawą. Śledząc Cię, odkryłem nową zabawę. Zawsze byłeś moim przewodnikiem. Podziwiałem cię. Przykro mi, że tak to musi wyglądać, ale chcę Ci wyznać, że byłeś dla mnie wybawicielem i bogiem mangi.

Kiedy się poznaliśmy, byłem tak zdenerwowany, że nie mogłem powiedzieć ani słowa. Mimo to po niezliczonych spotkaniach w komitecie Nagrody Tezuka przezwyciężyłam swoje obawy i odbyliśmy wiele rozmów. Oda i ja na nowo staliśmy się dziećmi za każdym razem, gdy rozmawialiśmy o „Dragon Ballu”. Wydawało się, że rywalizujemy o to, kto będzie największym fanem, i nie zapomniałem, jak na nas patrzyłeś i uśmiechałeś się trochę zawstydzony, kiedy nas zobaczyłeś.

Dzisiaj otrzymałem wiadomość o śmierci mojego mistrza. Mam jeszcze większe poczucie straty niż wtedy, gdy zakończył się „Dragon Ball”. Nie wiem, jak sobie poradzę z tą dziurą w sercu. Teraz nie mogę nawet przeczytać „Dragon Balla”. Wszyscy z niecierpliwością czekali na Twoje dzieło. Chciałbym, żeby istniały kule życzeń z „Dragon Balla”. Może to samolubne, ale jest mi bardzo smutno. Dziękuję, Toriyama, za twoją pracę przez ponad 45 lat. Dziękuję za Twój wysiłek i ciężką pracę. Pozostali członkowie Twojej rodziny są głęboko zranieni. Proszę uważajcie na siebie i odpoczywajcie w spokoju.

To wypowiedzi tylko Ody i Kishimoto, jednak to, co w nich zawarte, powtarzało na swoich kontach społecznościowych wielu twórców. Także dla nich, Toriyama był przewodnikiem, bohaterem, wzorem, który chcieli naśladować. Wielu mangaków przyznało, że gdyby nie Toriyama-sensei i jego „Dragon Ball” zapewne nigdy nie pomyśleliby o tworzeniu własnych mang. Czy to „One Punch Man”, czy to popularne ostatnio „Spy x Family”, albo „Blue Lock”. Czy to „Black Clover”, „Fairy Tail” czy „Slam Dunk”, albo jeszcze inne popularne mangi i anime. Wiele z nich mogłoby w ogóle nie powstać, gdyby Akira Toriyama nie wskazał drogi ich twórcom. W końców był ich pierwszym idolem, zaraził ich miłością do mangi i wskazał, jak wciągający może to być świat. A także zwyczajnie pomógł przetrwać trudne chwile. Bo wielu z tych twórców pisało, że to właśnie Dragon Ball pozwalał im uśmiechać się, cieszyć się szkolnym życiem lub stawało się odskocznią od życiowych problemów. 

Tak, „Dragon Ball” był tak ważny. Dlatego też planowałam kiedyś wstawić o nim i o jego twórcy jakiś wpis. Żałuję jedynie, że okazał się smutnym wpisem. Tym smutniejszym, że mangaka nie dożył premiery serializowanej wersji „Sand Land”, na którą czekał.



„Sand Land” to składająca się z 14 rozdziałów krótka manga, którą w 2000 roku przygotował Akira Toriyama. Zgodnie z zapowiedziami, wkrótce odbędzie się premiera wersji odcinkowej tej ekranizacji. Pierwsze 7 z zaplanowanych 13 odcinków trafi na platformę Disney+ już 20 marca 2024 roku. Pierwsze sześć epizodów to pocięty film kinowy z zeszłego roku. Następnie, co tydzień na platformie Disneya będą ukazywały się nowe oryginalne odcinki (8. epizod pojawi się 27 marca). Niewiele później, bo już w kwietniu, zadebiutuje gra „Sand Land”.

Choć Toriyama-sama nie będzie mógł cieszyć się premierą razem ze swoimi fanami, to jego dzieła na zawsze pozostaną w sercach tych, którzy pokochali jego twórczość. „Dragon Ball” to dla mnie nie tylko pierwsze anime, ale i pierwsza bajka, na której kolejne odcinki czekałam. To pierwsza historia, która wciągnęła mnie na tyle, by oglądać ją przez długi czas. To historia, w której spotkałam moją pierwszą ulubioną kobiecą postać, ale także pierwsza bajka, która sprawiła, że zakochiwałam się w męskich bohaterach – w liczbie mnogiej, bo nie chodzi tylko o Son Goku. Była to też pierwsza historia, która pokazała mi, że dziewczynki nie muszą lubić pięknych księżniczek i księcia na biały koniu. To „Dragon Ball” udowodnił mi, że dziewczynki też mogą oglądać bajki „o biciu się” i uważać je za ciekawe. A potem „Dragon Ball” sprawił, że powstały serie, które nadal czytam lub oglądam. Za to wszystko dziękuję Ci, Toriyama-sama.

Trzy Senshi. Trzy Talizmany. Trzy Święte Skarby

Ohayo!

Od części z Was już wiem, że podobał Wam się cykl o inspiracjach w Sailor Moon. Cieszę się, że udało mi się z Wami podzielić tą wiedzą, dzięki czemu razem ze mną spojrzeliście inaczej na świat Sailor Moon. Dostałam od Was też takie głosy, że nie spodziewaliście się, że Naoko Takeuchi ukryła w swoim dziele tak wiele nawiązań. Dziękuję wszystkim tym, którzy podzielili się ze mną swoimi przemyśleniami o moich wpisach o inspiracjach…

demo….

Ja jeszcze nie skończyłam!!

Hai, hai!

Jest tego więcej!

Dodatkowo wiem, że wiele z Was kocha Outer Senshi (co mnie wcale nie dziwi), dlatego dziś postanowiłam napisać coś właśnie o nich. A dokładniej o Trzech Talizmanach.

Trzy Talizmany są w posiadaniu trzech Outer Senshi.

Uran dzierży miecz

Space Sword – Kosmiczny Miecz



Neptun spogląda w lustro

Deep Aqua Mirror – Zwierciadło Głębokich Wód



Pluton strzeże klejnotu umieszczonego na swojej lasce

Garnet Orb – Granatowa Kula



Choć motywy zebrania talizmanów i to, po co są łączone, różniło się w mandze i anime, to jednak sama obecność talizmanów jest tak ważna, że nie da się jej pominąć. Mimo różnic w fabule, talizmany nieprzerwanie towarzyszom swoim senshi i ciężko byłoby wyobrazić sobie Urana bez miecza, Neptuna bez lustra, czy Plutona bez klejnotu zdobiącego jej laskę.

W mandze Outer Senshi obawiały się zebrania talizmanów, gdyż przywoływało to Sailor Saturn, podczas gdy w anime do tego dążyły, aby zdobyć Świętego Graala.

Cóż, jak dotąd chyba nie napisałam Wam nic, czego byście nie wiedzieli. Czy wiecie jednak, że talizmany te nie zostały wybrane przypadkowo?

Miecz, lustro i klejnot –  Naoko Takeuchi po raz kolejny w swojej pracy umiejętnie wykorzystała prawdziwą inspirację. Choć nie wiem, czy słowo „prawdziwą” jest tu adekwatne. Bo z jednej strony mówimy o legendzie, a z drugiej o prawdziwych przedmiotach. Gdzieś przeczytałam takie porównanie, że z tą legendą jest tak, jak z Jezusem Chrystusem. Historycznie pewne jest, że w I w. n. e. żył życzliwy człowiek o imieniu Jezus z Nazaretu. Cała reszta historii to jednak kwestia wiary. Można powiedzieć, że w podobny sposób możemy spojrzeć na Japońską legendę, która także dotyczy religii i bóstwa. Nie można jednak pominąć istnienia Trzech Świętych Skarbów.

Trzy Święte Skarby i ich związek z Cesarzem Japonii

Monarchia japońska jest uważana za najstarszą dziedziczną monarchię na świecie, która panuje nieprzerwanie.

Według religii Shinto, Izanagi i Izanami, dwa główne bóstwa, stworzyły Japonię.



Trzy Święte Skarby a legendarna historia Japonii

Według legendy, to właśnie od tych bóstw wywodzi się bogini słońca Amaterasu (天照), ważna boginią religii Shinto. 

Podaje się, że bogini słońca Amaterasu ukryła się przed swoim bratem Susanoo-no-Mikoto, szukając schronienia w jaskini i powodując, że świat pogrążył się w ciemności. Bogini Ame-no-Uzume-no-Mikoto powiesiła lustro i klejnot przed wejściem do jaskini, aby ją stamtąd wyciągnąć. Amaterasu zobaczyła swoje odbicie w lustrze i była zaskoczona na tyle długo, że bogowie wyciągnęli ją z jaskini. Przepraszając za to, że zmusił swoją siostrę do ukrycia się, Susanoo podarował jej miecz, który zdobył od ośmiogłowego węża zwanego Yamata no Orochi.



To właśnie bogini Amaterasu miała wnuka o imieniu Ninigi-no-Mikoto, który został królem świata ludzi. Amaterasu wysłała go, aby spacyfikował Japonię i ofiarowała mu trzy wspomniane wyżej magiczne przedmioty (trzy niebiańskie dary), aby pomóc mu w tym zadaniu.

Według legendy pierwszy cesarz Japonii, Jimmu, prawnuk Ninigi, odziedziczył po nim te skarby przekazane przez boginię. Stanowiły one fizyczną manifestację legalności i pochodzenia władcy, który je posiadał.

Przedmioty te do dziś stanowią Skarby Japonii.

Trzy Święte Skarby

Cesarskie Skarby Japonii czyli Sanshu no Jingi (三種の神器), znane są jako „Trzy Święte Skarby” i składają się z miecza zwanego Kusanagi no Tsurugi (草薙劍) , klejnotu (lub naszyjnika) zwanego Yasakani no Magatama (八尺瓊曲玉) oraz lustra Yata no Kagami (八汰鏡). Mówi się, że te trzy przedmioty reprezentują trzy podstawowe cnoty Japonii: odwagę (miecz), mądrość (lustro) i życzliwość (klejnot).

Miecz, lustro i klejnot – chyba nie muszę wyjaśniać nawiązania do Sailor Moon?

Wracając jednak do Japońskich Trzech Świętych Skarbów. To prawnuk Ninigi-no-Mikoto, Jimmu, został pierwszym cesarzem Japonii w 660 r.p.n.e. Obecna rodzina cesarska utrzymuje, że są potomkami cesarza Jimmu, a zatem bezpośrednimi potomkami bogini słońca Amaterasu. Zakłada się, że Ningi-no-Mikoto przekazał Jimmu Trzy Święte Skarby. Tak właśnie powstała tradycja przekazywania ich z pokolenia na pokolenie i to te trzy obiekty stają się podstawą do uprawomocnienia, że tak to ujmę, rodziny cesarskiej. Bo ten, kto posiada te przedmioty, ma prawo władać Japonią. Argument ten był zresztą przytaczany wiele lat temu, gdy rodzina cesarska podzieliła się na dwie linię.

Zgodnie z wielkim znaczeniem Trzech Świętych Skarbów, są one wykorzystywane jako symbol przekazania władzy. Dokładnym momentem, w którym książęta stają się cesarzami, jest moment otrzymania Świętych Skarbów. Dlatego też 1 maja 2019 roku książę Naruhito odebrał skarby podczas ceremonii, do której dostęp mieli jedynie niektórzy księża i członkowie Rodziny Cesarskiej. To jeden z nielicznych momentów, w których te trzy obiekty są razem. Zwykle są przechowywane osobno w trzech różnych miejscach archipelagu japońskiego. Ze względu na legendarny status tych obiektów, ich dokładna lokalizacja nie jest potwierdzona, ale uważa się, że miecz znajduje się w świątyni Atsuta w Nagoi, klejnot w Kōkyo (Pałacu Cesarskim) w Tokio, a lustro w Sanktuarium Iseia na Mie (największa i najważniejsza świątynia w Japonii).



Publiczne oglądanie Skarbów jest zabronione, dlatego nie można udowodnić ich istnienia. Ani nawet jednoznacznie określić ich wyglądu. Ujawniane są jedynie cesarzowi i wybranym kapłanom. Z tego co czytałam, nawet sam cesarz nie widzi ich podczas objęcia swojej funkcji, gdyż są owinięte w całuny (gdzieś czytałam także wersję o pojemnikach/szkatułach). Podobno jeden z Cesarzy chciał otworzyć pudełko z klejnotem, ale gdy uchylił wieko, to ze środka wydobył się biały dym i Cesarz natychmiast kazał je ponownie zamknąć.

Choć Skarby nie są dostępne, to uczeni od dawna starali się określić ich wygląd, wyciągając wskazówki z luster wykonanych w IV i V wieku, kiedy przodkowie cesarza zdobywali władzę w Japonii. Lustro jest prawdopodobnie wykonane z brązu, z wygrawerowanymi po jednej stronie skomplikowanymi wzorami i jest większe niż typowe starożytne lustra, jakie wydobywa się z wykopalisk, a które ma średnicę 20–30 cm – utrzymuje Naoya Kase, profesor nadzwyczajny na Uniwersytecie Kokugakuin. Ten sam profesor twierdzi, że klejnot prawdopodobnie składa się z szeregu koralików w kształcie przecinków, używanych w starożytności jako akcesoria i przedmioty ceremonialne, prawdopodobnie w kolorze czerwonym. Natomiast miecz prawdopodobnie nie był ozdobną, ale praktyczną bronią z żelaznym ostrzem.

Czy Trzy Skarby nadal są w posiadaniu Cesarza?

Istnieją historie o zagubieniu i odnalezieniu skarbów, historie, które zmieniają się w zależności od tego, kto je opowiada. W 1185 roku, kiedy ówczesny cesarz Antoku miał zaledwie osiem lat, w Cieśninie Kanmom rozegrała się bitwa. Aby uniknąć schwytania, jego babcia wyrzuciła z łodzi do morza cesarza i Trzy Święte Skarby a następnie sama także skoczyła. Lustro zostało odzyskane, ale według legendy wrogi żołnierz, który próbował otworzyć na siłę pudełko, w którym było ono schowane, został oślepiony. Klejnot został później znaleziony przez nurków, ale miecz pozostał zagubiony. Niektórzy mówią, że wykuto wtedy nowy miecz, inni, że do wody wrzucono jedynie przynętę, a jeszcze inni, że miecz wynurzył się z morza i w nadprzyrodzony sposób powrócił do swojej świątyni. 

Źródła ujawniają także, że Zwierciadło więcej niż raz zostało zniszczone przez ogień i z trudem przetrwało okres Heian (781-1185). Ponoć trzeci pożar tak zniszczył Lustro, że zostało rozbite na fragmenty i to właśnie te znajdują się obecnie w Wielkiej Świątyni Ise.

Czy Trzy Święte Skarby są cenne dla Japończyków?

Niezależnie od losów oryginału lub kolejnych wersji Świętych Skarbów, zachowały one swoją symboliczną moc.

Mówi się, że kiedy stało się jasne, że Japonia przegra drugą wojnę światową, cesarz Hirohito poinstruował Lorda Strażnika Tajnej Pieczęci Japonii, aby za wszelką cenę bronił Skarbów.

Zresztą, jak wynika z wywiadów, cesarz Hirohito powiedział, że oprócz powstrzymania dalszego rozlewu krwi, jego chęć uchronienia trzech skarbów przed wpadnięciem w ręce wroga wpłynęła na jego decyzję o kapitulacji podczas drugiej wojny światowej:

„Gdyby wróg wylądował w pobliżu Zatoki Ise, zarówno Wielka Świątynia Ise, jak i Świątynia Atsuta natychmiast znalazłyby się pod kontrolą wroga, bez szans na wywiezienie świętych skarbów” – cytuje się wypowiedź Hirohito.

Trzy Święte Skarby a Sailor Moon

Nawiązania między Trzema Świętymi Skarbami a Sailor Moon nie trzeba wyjaśniać, gdyż każdy, kto choć trochę zna tę opowieść, od razu odnajdzie je w historii.

Miecz Kusanagi no Tsurugi (草薙劍) reprezentujący odwagę

Klejnot  Yasakani no Magatama (八尺瓊曲玉) reprezentujący życzliwość

Lustro Yata no Kagami (八汰鏡) reprezentujące mądrość

Tak jak legendarne Trzy Święte Skarby, tak samo Trzy Talizmany z Sailor Moon, to te same przedmioty. Zresztą to nie jedyne podobieństwo. W końcu Talizmany, tak jak Japońskie Skarby, były rozdzielone, gdyż zebranie je w jedno miejsce byłoby niebezpieczne. W końcu w mandze tak właśnie miała być przywoływana Sailor Saturn. Oczywiście wszystko to zmieniło się dzięki Sailor Moon, ale czyż to właśnie nie Cesarz zbiera Trzy Święte Skarby w jedno miejsce?

Tak jak zebranie Trzech Świętych Skarbów w jedno miejsce oznacza objęcie tytuły Cesarza, tak Sailor Moon udowodniła swoją siłę, pozwalając bezpiecznie „trzymać razem” trzy Talizmany, a tym samym Trzy Outer Senshi, które wcześniej były rozdzielone.

Jednocześnie cechy związane ze Świętymi Skarbami również wydają się pasować do każdego Senshi.

Miecz reprezentuje męstwo, a Sailor Uranus wiele razy udowadniała, że ​​jest niezwykle odważna i nieustraszona w obliczu niebezpieczeństwa, zwłaszcza w bitwie.

Cecha kojarzona z lustrem, czyli mądrość, równie dobrze pasuje do Sailor Neptune, która używa Lustra, aby odkryć prawdę. Z prawdą przychodzi mądrość, którą Sailor Neptun często wykorzystuje w walce. I wreszcie cecha związana z klejnotem, czyli życzliwość, idealnie pasuje do Sailor Pluto. W końcu to ona pełniła funkcję kochającej obrończyni Chibiusy i niestrudzenie czuwała nad Drzwiami Czasoprzestrzeni. Dodatkowo to właśnie Sailor Pluto okazała życzliwość Inner Senshi, będąc ich sojusznikiem nawet wtedy, gdy Neptun i Uran tego nie robiły.

Choć wielu twórców Japońskich, a nawet zagranicznych, odwoływało się do Trzech Świętych Skarbów i nawiązywało do nich w swoich dziełach, w tym grach czy mangach (jak Naruto czy One Piece), to chyba nawiązanie stworzone przez Naoko Takeuchi jest tym najbardziej zbliżonym do oryginalnej historii i znaczenia Skarbów. W końcu jeśli ktoś wie o istnieniu Trzech Świętych Skarbów, to jestem przekonana, że nie ma możliwości, aby nie zauważył tego nawiązania. Tym bardziej, że Trzy Talizmany nie tylko idealnie wpisują się w historię Sailor Moon, ale są tak mocno związane z bohaterkami i fabułą, że nie ma możliwości, aby jakiś fan je przeoczył. Wręcz przeciwnie, są wręcz jednymi z najbardziej rozpoznawalnych symboli.

Na koniec chciałabym podzielić się jeszcze moimi prywatnymi przemyśleniami.

Na pewno kojarzycie moment, gdy Sailor Moon odwiedza Crystal Tokyo XXX wieku. To właśnie tam widzimy przyszłość i spotykamy starsze wersje Usagi, Mamoru i dziewczyn. Nie ma jednak wzmianki o innych Outer Senshi, oprócz oczywiście Sailor Pluto. Nie dziwi to, skoro Uran i Neptun nie były jeszcze wprowadzone do historii.

W związku z tym można usłyszeć spekulacje, że Naoko Takeuchi, prezentując po raz pierwszy XXX wiek, nie miała jeszcze w planach stworzenia pozostałych Senshi.

Oczywiście wiemy, że Naoko tworzyła mangę, która praktycznie na bieżąco, była nie tylko publikowana, ale także adaptowana na anime. W takim przypadku nie ma możliwości powrotu do poprzednich scen i ich edycji.

Rozumiem też, skąd pochodzi taka spekulacja i oczywiście nie byłoby dla mnie w tym nic dziwnego lub haniebnego, gdyby Naoko dopiero później pomyślała o stworzeniu nowych postaci.

Jednak….

Czy rzeczywiście uważacie, że tak było?

Ja mam ku temu wiele wątpliwości.

Po pierwsze, skoro Naoko Takeuchi inspirowała się astronomią i przy tworzeniu postaci nawiązywała do planet, to czy ominęłaby Saturna, Urana i Neptuna i tak po prostu, bez namysłu, wybrała Plutona, ostatnią planetę? (Tak, Pluton wtedy jeszcze był planetą)

Wątpię, aby pozwoliła sobie na takie pominięcie.

Teraz jednak, gdy wiemy o istnieniu Trzech Świętych Skarbów, to czy nie mamy kolejnego powodu do obalenia takiej spekulacji?

W końcu wprowadzając Sailor Pluto do historii, Naoko już umieściła w jej lasce Granatowy Klejnot. Przecież, gdyby nie planowała nawiązywać do Trzech Świętych Skarbów, to czy taki klejnot w ogóle byłby tam potrzebny? Przecież Sailor Pluto dzierży wielki klucz, a klucz nie potrzebuje ozdoby. Naoko Takeuchi taką „ozdobę” tam jednak umieściła, a jestem przekonana, że nie zrobiła tego przez przypadek. W końcu gdy przyglądamy się tworzeniu świata Sailor Moon, możemy z coraz większą pewnością stwierdzić, że Naoko nie polegała na przypadkach.

The Eternal Love – Moonrise 40

🎼 Ścieżka dźwiękowa: https://www.youtube.com/playlist?list=PLaZbrAbEvXFSRDxrZD54vmuoTaITqsKIq

🎵 Mans Zelmerlow – Fire In the Rain

The Eternal Love
💖

Moonrise 40

— Serio?! O stary! — Yukito odchylił się na krześle i uderzył dłonią w czoło.

— Oj to nic takiego — Mamoru pomachał przed sobą dłońmi — po prostu była zaspana no i ….

— Nie tłumacz się, tylko pogorszysz sprawę — powiedział Motoki i pociągnął długi łyk kawy.

— Serio was to nie rusza? — Yukito spojrzał na przyjaciół z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.

— Gdybyś znał Usagi, to byś zrozumiał — wyjaśnił Motoki.

— Na pewno tak bardzo przeżywała sytuację, że aż jej się w nocy śniło — westchnął Mamoru, zdając sobie sprawę, jak wrażliwa była jego narzeczona.

— Tym bardziej, że dobrze się trzymają z Seiyą, a jeśli do tego czuje się winna… — Motoki westchnął — oby szybko wyzdrowiał, bo już widzę, jak Usagi płacze po kątach.

— Ej, nie mów tak… — oburzył się Mamoru. Myśl o płaczącej Usagi wywoływała wręcz fizyczny ból w jego sercu.

— Przecież oboje wiemy, jak wrażliwa jest — Motoki wzruszył ramionami — i jaką beksą była, jak ją poznaliśmy.

— Nie mogę zaprzeczyć — cicho przytaknął Mamoru. Jednocześnie uśmiechnął się czule, wspominając wydarzenia sprzed lat. Chwilami nie mógł uwierzyć, że tyle czasu już minęło od momentu, gdy całkowicie przez przypadek spotkał Tsukino Usagi. Choć może to jednak nie był przypadek. W końcu łączyło ich coś więcej.

— Ty się nie śmiej tam pod nosem i lepiej mi tu odpowiadaj — burknął Yukito, opierając się łokciami na stole. — Kim jest ten cały Seiya i czemu Cię to w ogóle nie rusza?!

— Seiya i Usagi chodzili razem do klasy w liceum — zgodnie z prawdą odpowiedział Mamoru.

— Coś więcej… — ponaglał Yukito.

— Sprawdź sobie w internecie — roześmiał się Motoki — jak wpiszesz Kou Seiya to dowiesz się pewnie nawet co lubi jeść na śniadanie.

— Tak, fanki potrafią być przerażające — przytaknął Mamoru, przypominając sobie wszystkie historie, jakie opowiadała mu Usagi.

— Kou Seiya?! Ten Kou Seiya z Three Lights?! — Wykrzyknął Yukito.

— Hai — zgodnie przytaknęli pozostali, jednocześnie popijając swoje kawy.

— I wy tak spokojnie o tym mówicie? 

— A czemu nie? — Zapytał Mamoru. — Rozumiem okoliczności i w pełni ufam Usako. Nie wiem zatem…

Yukito wyciągnął przed siebie dłoń, uciszając tym gestem Mamoru.

— Furu, pytanie do ciebie — Yukito odwrócił się w stronę przyjaciela i utkwił w nim swoje ciemnobrązowe tęczówki — wyobraź sobie, że dzwonisz rano do Mako-chan, ona odbiera zaspana i pierwsze co robi, to wymawia moje imię… Yukito-kun… — Amasuka złożył dłonie, jednocześnie zmieniając głos na delikatniejszy.

Choć jeszcze przed chwilą wesoły uśmiech grał na ustach Motokiego, to teraz jego palce mocniej zacisnęły się na szklance.

— Moshi moshi, Yukito-kun… — Nie uzyskując odpowiedzi, Amasuka ponownie, wręcz teatralnie, zaprezentował sposób, w jaki Makoto miałaby odebrać telefon.

— Mówiłem ci już, że cię nienawidzę? — Mruknął Motoki i posłał przyjacielowi mordercze spojrzenie.

— Ha! Na samą myśl już jesteś zazdrosny, a to się nawet nie wydarzyło! — Yukito wyprostował się dumnie.

— Byłbym zazdrosny, no i co z tego? — Mruknął zirytowany Motoki.

— To, że ty nie masz prawa być zazdrosnym o Makoto. Skoro brak ci odwagi, żeby wyznać jej uczucia, to nie masz prawa być zazdrosnym — bezlitośnie oznajmił Yukito, jednocześnie przerzucając wzrok na Mamoru, który siedział po drugiej stronie stołu — ty za to, masz prawo być zazdrosny, a w ogóle nie jesteś. Obaj jesteście kretynami!

Yukito upił ostatni łyk kawy i głośno odstawił filiżankę.

— Spadam na zajęcia — oznajmił i nie czekając na odpowiedź, złapał za kurtkę i ruszył w kierunku wyjścia z Fruits Parlor Crown.

Motoki jedynie zazgrzytał zębami, a Mamoru w osłupieniu wpatrywał się w prawie pustą filiżankę, która stała tuż przednim.

 

— Seiya! Jak się czujesz?! — Usagi wbiegła do apartamentu Trzech Gwiazd niczym tornado. Zrzucając buty, wskoczyła w kapcie dla gości, a kurtkę zdjęła już w środku, posyłając ją celnym rzutem prosto na fotel. Choć była straszną niezdarą i w sporcie radziła sobie chyba jeszcze gorzej niż w nauce, to takie akrobacje od dziecka wychodziły jej idealnie. W domu zapewne mama Ikuko zaraz wytargałaby ją porządnie za ucho, ale tutaj mogła czuć się bezpieczna. Bo choć Rei mruczała coś pod nosem, gdy sama ściągała buty, to wiedziała, że Seiya by na nią nie nakrzyczał.

— Jak się czujesz? — W tempie błyskawicy znalazła się przy kanapie, na której pod kocem leżał muzyk. Nie pytając o zgodę odgarnęła mu grzywkę i położyła dłoń na czole. — Chyba znowu masz temperaturę! Jesteś strasznie gorący!

— To raczej ty masz zimne dłonie, Odango — powiedział Seiya, którego aż ciarki przeszły.

— Ach, wybacz! — Usagi cofnęła rękę. — Strasznie zimno dzisiaj!

— Zaraz zrobię ci herbatę — powiedział Seiya i zaczął podnosić się z kanapy.

— Pacjent musi leżeć! — Zarządziła Usagi. — Ja się wszystkim zajmę!

— Odpocznij Usagi-chan, zaraz podam napoje — powiedział Taiki i ruszył do kuchni razem z Ami, która po cichu zaoferowała swą pomoc.

— Seiya, kupiłam ci owoce! — Usagi z zapałem wyciągała pojemniczki z owocami, jednocześnie siadając wygodnie na kanapie, tuż obok Seiyi.

— Jakoś nie ma ochoty — mruknął brunet.

— Potrzebujesz dużo zdrowych witamin! — Oburzyła się Usagi. — Powiedz aaaa…

Seiya posłusznie wykonał polecenie, pozwalając się nakarmić.

— Pfff… — Prychnął Yaten i obrzucił bruneta pogardliwym spojrzenie. — Nie mogę na to patrzeć.

— Czyżbyś był zazdrosny? — Zapytała Minako, która usadowiła się na podłodze przy stoliku. — Też mogę cię nakarmić, jeśli chcesz.

— Lepiej pozwoliłabyś mi zaznać spokoju choć we własnym mieszkaniu — odburknął Yaten i ruszył do kuchni. Nie to, że miał ochotę na coś szczególnego, ale musiał się czymś zająć. Otwarcie drzwi lodówki było najlepszym, co przychodziło mu do głowy. Wchodząc do kuchni przystanął na chwilę, zerkając na zarumienione policzki Ami, która zdawała się dziwnie nerwowa.

Yaten jedynie wzruszył ramionami i skierował się prosto w stronę lodówki. Otworzył jej drzwi i lekko się o nie opierając, zaczął lustrować zawartość. Po chwili uśmiechnął się delikatnie.

— Puddingi się skończyły, skoczę do sklepu — to mówiąc zatrzasnął drzwiczki i szybko ruszył w stronę wyjścia. Wiedział, że jak pójdzie do swojego pokoju i spędzi tam cały dzień, to Taiki i Seiya będą mu wiercić dziurę w brzuchu i narzekać na jego brak kultury i szacunku do księżniczki Księżyca i jej strażniczek. Jeśli jednak wyjdzie do sklepu, to jak wróci wszyscy powinni zająć się już sobą. Wtedy poczęstuje ich puddingami, a po zjedzeniu pójdzie posprzątać i już nie wróci.

Plan idealny!

 

— Tadaima — powiedział Yaten, wchodząc do mieszkania.

— Okaeri — odpowiedział Taiki.

Yaten zajrzał w głąb mieszkania i zmarszczył brwi. Czemu tu było tak ciemno?

— Oglądamy film, siadaj z nami — powiedziała Rei.

Yaten postawił torbę z puddingami na stoliku i z zaciekawieniem spojrzał na ekran. Lubił oglądać filmy na tej planecie. Dodatkowo wiedział, że w czasie seansu nawet Aino będzie cicho, więc jeśli usiądzie gdzieś na uboczu, nie dość, że nikt mu nie będzie przeszkadzał, to jeszcze będzie miał kartę przetargową w dyskusjach z Seiyą i Taikim. W końcu był miły i spędzał czas z resztą!

— Kolejny genialny pomysł — pochwalił się w myślach i rozejrzał za miejscem.

Seiya i Usagi siedzieli na kanapie. A w sumie bardziej leżeli, bo Usagi zdawała się opadać coraz niżej. Minako siedziała w fotelu i zajadała popcorn z wielkiej miski, a Makoto i Rei rozsiadły się na dywanie tuż obok i popijały napoje przez słomki. Z drugiej strony stołu, również na podłodze, siedzieli Ami i Taiki. Mizuno narzucony miała na siebie błękitny koc, a jej oczy lśniły, odbijając w sobie blask telewizora. Yaten delikatnie zmarszczył brwi, mając wrażenie, że policzki Mizuno ponownie są zaczerwienione.

— Czyżby zaraziła się od Seiyi? — Zastanowił się srebrnowłosy, by po chwili samemu się skarcić. przecież to było niemożliwe. Głupota Seiyi chyba zaczynała mieć na niego zły wpływ.

— Co oglądamy? — Zapytał Yaten szeptem, podsuwając fotel bliżej Taikiego, uznając to za najbardziej dogodną pozycję.

— Spider-man’a — odparł Taiki szeptem, jednocześnie z ukosa zerkając na Ami. Miał nadzieję, że Yaten nie zauważył, jak Mizuno podskoczyła na swoim miejscu, na dźwięk głosu Yatena. Wiedział, że wpływ na to miała jego ręka, która ściskała jej drobną dłoń ukrytą pod kocem.

Taiki wiedział, że Mizuno się stresowała, ale nie umiał się powstrzymać. Tęsknił za Ami, nawet gdy była koło niego. Nigdy wcześniej nie czuł nic podobnego i miał wrażenie, że już z nikim innym miał tego nigdy nie poczuć. Im więcej spędzał czasu z Ami, tym mocniej za nią tęsknił. Im częściej jej dotykał, tym bardziej brakowało mu bliskości. Miał wrażenie, że tak właśnie działo się z człowiekiem, który był uzależniony. Nigdy nie potrafił zrozumieć alkoholików, narkomanów czy hazardzistów. Nie pojmował, dlaczego nie potrafią kierować się rozumem i odpuścić. Nie rozumiał, dlaczego nie potrafią przestać.

Teraz chyba ich zrozumiał. Zrozumiał, bo uzależnił się od Ami Mizuno. Już nie tylko pragnął jej bliskości. On wręcz jej potrzebował. Potrzebował jak powietrza, bo bez Ami Mizuno czuł, że się dusi. Dlatego teraz, nie zważając na niesprzyjające okoliczności, pewnie trzymał jej dłoń w swojej. Kciukiem czule gładził jej gładką skórę, ciesząc się tym szczęściem, które musiał ukrywać przed światem. Ukrywać jak pocałunek, który skradł w kuchni, chwilę przed tym, jak Yaten z niewiadomych przyczyn zapragnął zajrzeć do lodówki.

— Ach tak bym chciała, żeby Yaten pocałował mnie tak, jak Spider-man Marry Jane!!! — Minako rozłożyła ręce i zakręciła się dookoła na praktycznie pustym chodniku.

— W sensie w tej scenie, gdy on zwisał z góry, a ona stała na dole? — Zapytała ciekawie Makoto.

— Tak, wtedy w deszczu — przytaknęła Minako i spojrzała prosto w niebo.

— Już widzę, jak Yaten zwisa głową w dół w deszczu — prychnęła Rei — tak samo możliwe jak Usagi odnajdująca w sobie pasję do matematyki.

— Ej! — Oburzyła się Usagi. — Choć w sumie racja. — Dodała po chwili.

— Nic nie rozumiecie — westchnęła Minako i przyspieszyła kroku.

— To moja ulubiona wersja Spider-man’a, ale dawno jej nie oglądałam — zmieniła temat Makoto.

— Ja też! — Przyznała Usagi. — Shingo ostatnio był w kinie na tej takiej najnowszej, ale ja nie miałam czasu.

— Bo taka zapracowana byłaś — Rei przewróciła oczami. Już miała wspomnieć o potrzebie zorganizowania treningu, jednak to Minako odezwała się pierwsza.

— Usagi-chan — zaczęła Aino, odwracając się w stronę dziewczyn — co byś zrobiła, gdybyś była na miejscu Spider-man’a?

— W sensie? — Usagi przechyliła głowę na bok.

— Green Goblin porwał Marry Jane i ten wagonik i kazał Pajączkowi wybierać — przypomniała Minako — wybierzesz kobietę, którą kochasz, czy tych ludzi — Aino odegrała mini scenkę.

— A to — Usagi zorientowała się, o jaki fragment chodzi.

— Gdyby jakiś wróg porwał Mamoru i Seiyę i zrzucił ich w przepaść, to za którym byś skoczyła? 

Odgłos przejeżdżającej obok taksówki wypełnił ciszę, jaka nastała po pytaniu Aino. Wydawało się, że każda z dziewczyn w swojej wyobraźni odtwarza właśnie taką scenę.

— Eto… — mruknęła Usagi, nadal w zdumieniu trzepocząc rzęsami. Gdy tylko wyobraziła sobie, że jakiś wróg miałby znowu się pojawić i krzywdzić jej bliskich, łzy same napłynęły jej do oczu.

— Aino — mruknęła Rei, widząc zmianę wyrazu twarzy przyjaciółki.

— Gomen, gomen! — Minako pomachała przed sobą dłońmi. — Wiem, że to się nie wydarzy. Poza tym jesteś Eternal Sailor Moon i znając Ciebie tak szybko machałabyś skrzydłami, że złapałabyś obu, nim my zdążyłybyśmy dobiec.

Minako się roześmiała, a dziewczyny jej zawtórowały. Każda jednak zdawała sobie sprawę, jak sztuczny to był śmiech.

Setsuna zamknęła za sobą drzwi samochodu w kolorze złota i z uśmiechem pomachała na pożegnanie jego kierowcy. Delikatny rumieniec zagościł na jej policzkach, gdy zdała sobie sprawę, że zachowuje się jak nastolatka. Choć między nią a Kinoyo nie wydarzyło się nic szczególnego, to jej serce biło teraz wyjątkowo głośno. Nie wiedziała, kiedy to się stało, ale powroty do domu z nauczycielem matematyki i nauk ścisłych stały się dla niej czymś zupełnie naturalnym. W dni, w które Haruka kończyła o podobnej porze, wracała razem ze strażniczką wiatrów. We wszystkie pozostałe nie jeździła już jednak metrem, ale wracała razem z Kinoyo. Choć zazwyczaj się nie umawiali, to Kinoyo Mosuna zawsze jakoś magicznie znajdował się koło niej, proponując kawę lub obiad i odwożąc ją potem do domu.

Musiała przyznać, że bardzo lubiła te dni. Ogromną przyjemność sprawiały jej miłe konwersacje, jakie zawsze prowadziła z mężczyzną. Rozmawiali zazwyczaj o trywialnych i przyziemnych rzeczach, albo po prostu  o szkolnictwie, ale Setsuna nigdy się nie nudziła, a wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że czas w trakcie tych rozmów ucieka zbyt szybko, gdy ona miała ogromną ochotę go zatrzymać.

— Sets, opanuj się — Meioh klepnęła się w policzki, starając się powrócić do rzeczywistości. Odwróciła się szybko w stronę domu i już miała ruszyć w kierunku wejścia, gdy zauważyła światło wydobywające się z garażu. 

Westchnęła cicho i ruszyła przed siebie.

— Haruka — zawołała, chcąc zwrócić na siebie uwagę Tenoh.

Blondynka jednak nie odpowiedziała, nadal z zapałem polerując lśniący motocykl.

— Wiem, że nie jestem Michiru, ale jakbyś potrzebowała pogadać, to wiesz, gdzie mnie szukać — powiedziała wreszcie Setsuna, zdając sobie sprawę, że jej obecność tutaj jest zbędna.

Haruka słyszała oddalające się kroki Setsuny, a także skrzypnięcie drzwi, gdy Meioh weszła do domu.

Z głośnym westchnieniem rzuciła ścierkę na podłogę i tłumiąc krzyk, który chciał się jej wyrwać z piersi, złapała się za głowę. Ostatnio wszystko było nie tak. Wszystko! Tylko z jakiegoś powodu nie umiała wyjaśnić, co znaczy to „wszystko”. Miała wrażenie, że świat wokół niej wariuje, a ona razem z nim.

— Shimatta! — Przeklęła głośno i kopnęła pojemnik ze środkiem czyszczącym, który rozlał się na podłogę.

— Shimatta! — Krzyknęła znowu, a łzy frustracji zakręciły się w jej oczach.

Skąd wiedziała, co ma zrobić, skoro nie potrafiła zdefiniować czegoś, co jej zmysły i podświadomość rozumiały?

Coś było nie tak.

Czuła to w dźwiękach wiatru, czuła to w swoich snach, czuła to w swoim sercu.

Tylko, do cholery, o co chodziło?!

Przekręciła się na łóżku, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ułożyła się na plecach i maksymalnie wyciągnęła ręce w stronę sufitu. W dłoniach trzymała otwartą mangę, ale kompletnie nie wiedziała, o czym jest. Od kiedy wróciła do domu, nie potrafiła znaleźć sobie zajęcia. Luna wyszła wcześniej na randkę z Artemisem i jeszcze nie wróciła. Usagi nie była jednak pewna, czy towarzystwo kotki by coś zmieniło. Ostatnio miała wrażenie, że zamykała się przed innymi. Szczególnie przed Luną, której nie chciała martwić.

Zdawała sobie sprawę, że jej kocia strażniczka od dawna bardzo się o nią martwiła. W pewnym momencie zaczęła więc ukrywać przed kotką część swoich zmartwień, chcąc, by ta żyła swoim życiem. W końcu jej związek z Artemisem nigdy nie należał do łatwych. Zarówno Luna jak i Artemis musieli poświęcać swoje życie, aby pełnić obowiązki, a Usagi zdawała sobie sprawę, że opieka nad nią i nad Minako nie była czymś łatwym. Zdecydowanie sama nie chciała by pełnić takiej funkcji.

— Wolałabym studiować matematykę, niż się sobą opiekować — mruknęła, odkładając mangę na stolik nocny — a tym bardziej nie chciałabym się opiekować Minako.

Próbowała się zaśmiać, ale nie był to szczery śmiech. Leżąc na boku podciągnęła kolana do piersi i objęła je dłońmi. Spojrzała w kierunku okna, zza którym szare chmury zaczynały przykrywać Tokio. Nie wiedziała, jak długo tak leżała, jednak teraz ciche skrzypnięcie drzwi przywróciło ją do rzeczywistości. Delikatne kroki i ostrożnie zamykane drzwi świadczyły, że na pewno nie był to Shingo. On wszedłby głośno, tupiąc i trzaskając i prawdopodobnie od razu mówiąc coś niemiłego. Aura, jaka wypełniła pokój, napawała za to Usagi poczuciem bezpieczeństwa. Nie czuła zatem potrzeby odwracania się. Leżała nadal na boku, wciąż wpatrując się w krajobraz za oknem.

Delikatne kroki ucichły, a Usagi poczuła ciepło osoby, która położyła się tuż obok niej. Tak znajomy zapach, będący połączeniem gardenii, lilii casablancki i sakury dotarł do niej i otulił niczym opiekuńczy uścisk. Usagi się nie odezwała. Nie potrzebowała słów, aby wiedzieć, że przyjaciółkę coś trapiło.

— Rei-chan — wyszeptała niepewnie.

Hino mruknęła tylko w odpowiedzi, jednocześnie zaciskając dłoń na pościeli w króliczki.

Przez kolejnych kilka minut nie padło między nimi ani jedno słowo. Usagi wiedziała, że Rei powie jej, dlaczego przyszła, tylko wtedy, gdy sama tego będzie chciała. Zresztą powody nie były ważne. Jeśli przyjaciółka jej potrzebowała, to ona była tu dla niej.

— Pokłóciłam się z Yuuichirou — powiedziała wreszcie Rei, a Usagi skinęła delikatnie głową. Tego się spodziewała. Rei często denerwowała się na Kumadę i wiele z tych razy po prostu na niego krzyczała. Tsukino podejrzewała jednak, że tym razem było inaczej.

Przekręciła się delikatnie na łóżku, aby położyć się twarzą w stronę przyjaciółki. Położyła swoją dłoń na jej dłoni i ścisnęła delikatnie, chcąc tym gestem przekazać jej całe wsparcie.

— Chyba mogłam z nim nie jechać do jego rodziny — powiedziała cicho Rei — mam wrażenie, że mylnie to odebrał.

— Uznał, że ma szansę, abyś go pokochała? — Zapytała Usagi, na co Rei mruknęła na potwierdzenie.

— Wkurza mnie, że to robi — powiedziała po chwili — przecież tyle razu mu powtarzałam, więc powinien już dawno zrozumieć.

— A może widzi coś, co ty na siłę starasz się ukryć? — Zapytała Usagi i spojrzała prosto w oczy przyjaciółki, w których kryły się tłumione łzy.

— Nic nie ukrywam — fuknęła Rei — cały czas mu powtarzam, że nie mamy szansy na szczęśliwy związek i żeby dał już sobie spokój.

Usagi zachichotała cicho, przez co Rei spojrzała na nią spod zmarszczonych brwi.

— Mówisz, żeby dał sobie spokój, a argumentujesz tym, że „nie macie” szansy, a nie tym, że go nie kochasz. — Zauważyła Usagi. 

— Pfff — prychnęła Rei. Wiedziała, że inni zazwyczaj brali Usagi za dziecinną, jednak wielkie serce i olbrzymie pokłady empatii potrafiły dostrzegać Usagi to, co dla innych było niewidoczne. — Nie chcę zaczynać czegoś, wiedząc, że będzie się to musiało skończyć.

— A dlaczego od razu zakładasz koniec? — Zapytała Usagi, nie rozumiejąc akurat tej część obaw przyjaciółki.

— Zawsze się kończy —odpowiedziała Rei i przygryzła wargę. Nie chciała mówić tego na głos, bo wiedziała, jak trudne byłoby to dla przyjaciółki. Jednocześnie jednak cieszyła się, że Usagi nigdy o tym nie myślała. Tak było lepiej. Nie chciała w żaden sposób wywoływać w przyjaciółce poczucia winy. W końcu sama tak tego nie odbierała. Wręcz przeciwnie…

Rei z całego serca chciała chronić swoją przyjaciółkę i księżniczkę. Chciała wypełniać swoją misję. Chciała chronić Ziemię i jej mieszkańców. Chciała stać na straży, aby inni mogli cieszyć się życiem. Pragnęła tego. Czuła taki obowiązek. Wiedziała, że do tego została stworzona.

Jednocześnie jednak nie chciała cierpieć. Bała się bólu. Może nie tego fizycznego, bo on stanowił część życia senshi. Taki ból dało się okiełznać i wyleczyć. Bała się jednak innego bólu. Bała się bólu, na który nie pomagały maści i opatrunki. Bała się złamanego serca. A dla niej miłość zawsze miała zakończyć się takim bólem. 

 — Jakoś nie byłaś taka pesymistyczna, gdy uganiałaś się za moim Mamo-chanem — wytknęła Usagi, za co została uszczypnięta w policzek.

— Po pierwsze, wtedy jeszcze nie był twój, a nawet raczej bardziej mój — powiedziała Rei — po drugie wtedy byłam jeszcze młoda i głupia, a po trzecie ten przykład tylko dowodzi mojej racji! Ten twój Mamo-chan złamał mi serce!

— Jakoś nie wyglądałaś na zdruzgotaną.

— Bo w sumie wcale go nie kochałam — Rei wzruszyła ramionami.

— Jednak z Yuuichirou jest inaczej — zauważyła Usagi.

— Skończmy z tym gamoniem — westchnęła Rei — nie chcę już dziś o nim słuchać.

— Hai, hai — przytaknęła Usagi i położyła się na plecach.

Dziewczyny nie mówiły nic więcej, jedynie leżały, słuchając grającego w pokoju radia. Muzyka wypełniała im czas, a zmieniające piosenki świadczyły o tym, że robi się coraz później. Blond loki opadły na policzek Usagi, gdy ta powoli zaczęła zasypiać. Oczy Hino również coraz częściej się przymykały, jednak była bardziej świadoma niż przyjaciółka. Na tyle świadoma, że usłyszała nową piosenkę zespołu 10Shi-ishi, która właśnie się rozpoczęła.

🎵

Pamiętam ciebie i mnie

 Zanim poznaliśmy nasze przeznaczenie 

Nigdy wcześniej nie szliśmy tą drogą 

Chociaż pragnęłaś szukać czegoś więcej 

Odłożyliśmy wszystko na bok 

Stawiając na szali naszą przyszłość 

Mógłbym powiedzieć, że to dzięki tobie 

Pokazałaś mi marzenie, w które weszliśmy 

Zobaczyłem niebezpieczeństwo na tej drodze 

Ale z tobą wszystko wydawało się być w porządku 

Bo gdy nadchodzi wieczór 

Jesteśmy jak ogień w deszczu 

Kiedy zaczyna się noc 

Nasze pragnienie leczy ból

 I marzenia, które dzielimy 

One nigdy nie znikną 

To przez miłość 

Stoimy tu dziś 

Jesteśmy jak ogień w deszczu 

Jak ogień w deszczu

Mamoru wracał do domu chowając się pod parasolką. Choć dni były już ciepłe, to wieczorny deszcz przynosił jeszcze ze sobą wspomnienia zimy, a Chiba dziś wyjątkowo mocno czuł jakiś chłód wnikający do jego wnętrza. Miesiąc temu miałby ochotę skakać i tańczyć, albo przynajmniej uśmiechnąć się na myśl o takim pomyśle, bo zdecydowanie nigdy by tego nie zrobił naprawdę. Ostatnio jednak czuł pewnego rodzaju smutek. Choć może smutek to za mocno powiedziane. Miał jednak poczucie pewnej pustki. Przystanął obok parku i przechylił parasol. Z nostalgią spojrzał prosto w niebo, które w całości pokryte było chmurami, nie przepuszczają na Ziemię nawet odrobiny księżycowego światła.

Westchnął tylko cicho i ze smutkiem opuścił głowę. Ostatnio miał wrażenie, że światło Księżyca było wyjątkowo daleko. Jakby sam Księżyc oddalał się od Ziemi.

— Chiba Mamoru, weź się w garść — pouczył sam siebie. Nie chciał, aby zmęczenie podsuwało mu do głowy dziwne pomysły. Księżyc nadal świecił jasno na niebie, a to tylko tokijczycy nie mogli go dziś zobaczyć.

Mimo tych racjonalnych tłumaczeń, coś w jego sercu zaciskało się boleśnie. W pewnym momencie jednak głośny śmiech oderwał go od tych rozmyślań, a wzrok Mamoru instynktownie skierował się w stronę źródła dźwięku.

Nieco dalej, tuż za wejściem do parku, dwie dziewczyny wystawiały twarze do nieba i kręciły się wesoło, jakby chciały złapać wszystkie krople, jakie spadały na ziemię. Długie, karmazynowe włosy unosiły się, podczas gdy ich właścicielka wirowała wesoło.

— Ach ta młodzież — Mamoru uśmiechnął się szeroko, a błogie uczucie ciepła rozlało się po jego ciele. Nie wiedział dlaczego, ale widok ten podziałał na niego kojąco.

— Aż miałem ochotę zatańczyć razem z nią — roześmiał się głośno i skierował swoje kroki do domu.

 

Mokre źdźbła traw łaskotały jej bose stopy, sprawiając, że śmiała się jeszcze głośniej. Nie pamiętała, co ją tak rozbawiło, ale czuła się szczęśliwa. Czerwona sukienka falowała z każdym jej ruchem, a długie włosy zaczynały kleić się jej do twarzy. Krople deszczu, które na nią spadały, były ciepłe, jak wiosenne słońce. A ona była szczęśliwa.

Jej drobna dłoń spoczywała w o wiele większej, męskiej dłoni, co przynosiło jej uczucie bezpieczeństwa i komfortu. Choć na co dzień była silną i niezależną kobietą, to jej serce skrycie także pragnęło miłości. Zdawała sobie z tego sprawę szczególnie w takich beztroskich chwilach jak ta.

Mocniej ścisnęła dłoń partnera, który tak pewnie prowadził ją w tańcu. Była szczęśliwa.

Była szczęśliwa. Prawdziwie szczęśliwa.

Nagle jednak, zamiast ciepłej i miękkiej męskiej dłoni, poczuła chłód zimnej i twardej stali. Ze strachem spojrzała w dół, zauważając rękojeść miecza, po której spływała krew. Jednocześnie poczuła, jak ziemia pod jej stopami staje się gorąca, a gdy spojrzała w dół, zorientowała się, że wszystko się pali. Dookoła niej, z każdej strony, widziała szalejący ogień.

Zabrakło jej powietrza…

Z przerażeniem otworzyła oczy, aby zobaczyć tak znajomy pokój w różowe króliczki. Na swoim ramieniu czuła ciężar głowy Usagi, a jej blond włosy łaskotały ją w twarz.

— To był tylko sen — powiedziała do siebie cicho, jednocześnie starając się uspokoić oddech.

Jesteśmy jak ogień w deszczu

Jak ogień w deszczu

Jak ogień w deszczu

Jak ogień w deszczu

Hej,

za sobą mamy kolejny rozdział. Długo zastanawiałam się nad piosenką, która może być użyta w przypadku Rei. Kompletnie nie miałam pomysłu. Kilka podpowiedzi udzieliła mi Seiusa i jestem za to ogromnie wdzięczna. Wybór miał paść na coś innego, ale moje lenistwo przy wpisywaniu tytułu pozwoliło mi przypomnieć sobie jeszcze o tej piosence. Choć może nie było to coś, co mi dokładnie pasowało melodyjnie, to słowa dały mi pewną inspirację. Dlatego finalnie, dosłownie w ostatniej chwili, zmieniłam piosenkę. Zobaczymy, czy będzie to dobra decyzja.

Wybierając zapach, jakim miałaby się otaczać Rei, kierowałam się nutami zapachowymi perfum dla Sailor Mars.

Sailor Mars marki Primaniacs to kwiatowe perfumy dla kobiet z 2020 roku. Nutami głowy są Galbanum, Gardenia, Lilia Casablancka i Róża; nutami serca są Kwiat japońskiej wiśni i Rumianek; nutami bazy są Bursztyn, Cedr i Drzewo sandałowe.

Szczególnie spodobała mi się lilia casablancka ze względu na skojarzenie do historii Rei .



Wspominałam już kiedyś, że lubię filmy Marvela. Obejrzałam wszystkie filmy do końca III MCU. IV MCU już mi idzie gorzej, ale mam nadzieję, że w przyszłości je nadrobię. Jeśli zaś chodzi o samego Spider-man’a, to jeszcze jako nastolatka uwielbiałam film z 2002 roku i historię Petera i Marry Jane. Późniejsza wersja, The Amazing Spiderman kompletnie mi nie podeszła, ale za to już Spiderman z ekipy Avengers ponownie pozwolił mi polubić te filmy. Nie zmieniło to jednak mojej miłości do tej pierwszej wersji, którą tak lubiłam lata temu. Od dawna miałam ochotę nawiązać do kultowej sceny pocałunku. Gdy jednak zaczynałam planować Eternal przypomniałam sobie jeszcze o scenie wyboru, jaki narzucił Green Goblin. Wtedy uznałam, że taki wybór to dokładnie coś, czego musi dokonać Usagi. Bo choć realnie nie staje w zagrożeniu życia i śmierci Seiyi i Mamoru, to na szali jest życie Chibiusy. W końcu to córka Mamoru. Dla tych, którzy nie znają Spider-man’a, zamieszczam kadr ze sceną pocałunku oraz pięciominutowy filmik ze sceną z filmu.


 Dla tych, którzy nie znają Spidermana, zamieszczam kadry ze sceną pocałunku oraz pięciominutowy filmik ze sceną z filmu

Do następnego!

 卵焼き Tamagoyaki

Ohayo!

Zgodnie z obietnicą przychodzę dziś do Was z wpisem (i przepisem) na tamagoyaki. Jeśli nie lubicie sushi i ramenu, albo nie jesteście zbyt dobrzy w kuchni, a chcielibyście spróbować czegoś japońskiego, to uważam, że tamagoyaki będzie idealne. Szybkie, proste i niezwykle uniwersalne, dzięki czemu możecie je wykonać w domu nawet wtedy, gdy w swojej kuchni nie posiadacie azjatyckich przypraw. Wystarczą Wam tylko jajka!

Zainteresowani? Jeśli tak, to zapraszam na krótki wpis o 卵焼き Tamagoyaki.

Czym jest tamagoyaki?

Tamagoyaki  卵焼き to dosłownie „smażone jajko”. Jest to rodzaj japońskiego omletu przygotowywanego przez zwinięcie kilku warstw smażonych jajek. Często przygotowuje się go na prostokątnej patelni do omletów zwanej makiyakinabe lub tamagoyakiki. 

Słowo „tamago” po japońsku oznacza jajko, a słowo „yaki” oznacza gotowanie na bezpośrednim ogniu/smażenie.

Historia tamagoyaki sięga wczesnego okresu Edo (1603-1867), jednak popularne stało się w Japoni dopiero po II wojnie światowej. Do czasów II wojny światowej cena jajek nie była na tyle przystępna, by omlety mogły stać się powszechnym gościem na japońskich stołach. Sytuacja zmieniła się w latach 50. XX wieku, kiedy japoński rząd zaczął zachęcać rodziców do włączenia do diety najmłodszych większej ilości białka. Władze wspierały jednocześnie hodowlę kur, co przyczyniło się do stopniowego spadku cen jajek i ich coraz powszechniejszego stosowania w codziennej kuchni. Dzięki temu tamagoyaki szybko zyskało ogromną popularność. W latach sześćdziesiątych było tak popularne wśród japońskich dzieci, że w Japonii panowało powszechne powiedzenie, że tamagoyaki to jedna z trzech rzeczy najbardziej lubianych przez japońskie dzieci – obok Taihō (japońskiego mistrza sumo) oraz Kyojin (baseballowej drużyny Yomiuri Giants).

Tamagoyaki to jedno z najprostszych dań japońskiej kuchni. Jednocześnie ma też łagodny, słodko-słonawy smak, dzięki czemu jest to jedna z tych potraw, która jest lubiana praktycznie przez wszystkich. Jedzą je najmłodsi, ale także i ci starsi, nawet jeśli to zabiegani pracusie. Tym bardziej, że tamagoyaki idealnie pasuje nie tylko do bento, ale i do sushi.

Co różni tamagoyaki od innych omletów?

Sam przepis na tamagoyaki nie jest skomplikowany, w końcu to tylko kilka składników. Samo smażenie jednak, a ty samym nadawanie kształtu, sprawia że ten omlet wyróżnia się na tle innych. Szczerze mówiąc, gdy po raz pierwszy chciałam zrobić tamagoyaki, zastanawiałam się, czy dam radę je usmażyć. Na szczęście udało się za pierwszym podejściem, choć niestety drugi raz nie wyszło mi jakoś super. Teraz jednak tamagoyaki to coś, co przygotowuję bez problemu w kilka chwil. Tym bardziej, że mam do tego makiyakinab, czyli patelnię do tamagoyaki. Możecie jednak wierzyć mi na słowo, że na zwykłej patelni wychodzi równie dobre. Ja jednak uznałam, że zakup specjalnej patelni (w komplecie ze szpatułką do przewracania) będzie dobrą inwestycją. Tym bardziej, że za patelnię i szpatułkę do przewracania zapłaciłam około 10 euro, a służy mi już od roku i to nie tylko do tamagoyaki, bo taką patelnię możecie wykorzystać do przygotowania wielu potraw.




Spójrzmy jednak na unikatowy kształt tamagoyaki. Ten japoński omlet przyrównywany jest do zwiniętego naleśnika, albo do rulonu ciasta francuskiego. Dzieje się tak dlatego, że tamagoyaki smażone jest na zasadzie dodawania warstw i każdorazowego zwijania, przez co później łatwo rozróżnić poszczególne warstwy. Dokładnie tak, jakbyśmy z naleśnika zrobili rulonik.

Smażenie tamagoyaki

Przepis na samego omleta zostawię Wam później, teraz jednak chciałabym zająć się smażeniem tamagoyaki. Wybaczcie, ale przy opisach wydaje się to dość skomplikowane, realnie jednak jest łatwiej, niż może się wydawać.

Pierwszą cieniutką warstwę omleta smaży się krótko na rozgrzanym oleju, a następnie – gdy tylko się zetnie – zwija się warstwę jajek przy pomocy szpatułki i „spycha” na jedną stronę patelni. 



Kolejną porcję jajek wylewa się tak, by spłynęła również pod wcześniej podsmażony rulon. Gdy kolejna warstwa zacznie się ścinać, spychamy ją tak, by owinęła wcześniejszą. Czynność należy powtarzać aż do wykorzystania całej jajecznej masy, jaką przygotowaliśmy według przepisu.



(https://www.kewpie.co.jp/recipes/basictamago/tamago03/)

Gdy wszystkie jest już gotowe, zwinięty omlet przekłada się na bambusową matę do sushi (lub papier kuchenny), by uformować z niego kształtny walec. Rulon bywa również spłaszczany, tak by jego przekrój miał kształt prostokąta. Dzięki temu, tamagoyaki wygląda tak, jak poniżej:



Wiem, że sam opis mógł wydawać się trudny do zrozumienia, nawet ze zdjęciami, jednak na YouTube znajdziecie wiele filmików pokazujących, jak smażenie tamagoyaki powinno wyglądać. Ja zostawię Wam dwa filmiki, jeden japoński, a jeden polski. W tym japońskim możecie zobaczyć, jak robi to Japonka na patelni do tamagoyaki (12 minuta). Natomiast w tym polskim, według którego ja uczyłam się jak zwijać, możecie także zobaczyć, jak łatwo zwijać tamagoyaki na zwykłej, okrągłej patelni (chwilę po 5 minucie).




Przepis na tamagoyaki

Tutaj zostawię Wam dwa przepisy, tak samo jak zostawiłam dwa filmiki. Pierwszy przepis to dokładnie przepis Japonki z pierwszego filmiku. Drugi natomiast to wersja, nazwijmy to, uproszczona, którą możecie wykonać bez potrzeby zakupu japońskich składników, a tylko z tego, co macie w domach.

Japoński przepis na tamagoyaki

Składniki:

3 jajka 

2 łyżeczki oleju sałatkowego 

Mirin 1 łyżka 

1 łyżka cukru 

1/3 łyżeczki soli 

Japoński granulowany dashi 1/4 łyżeczki 

2 łyżki wody 

Wykonanie:

Wbij jajka do miski i je roztrzep. Dodaj mirin, cukier, sól, dashi, wodę i wymieszaj, aby uzyskać masę jajeczną. (Nie ubijaj miksując!) 

Rozgrzej patelnię do jajek na średnim ogniu i rozsmaruj na niej cienką warstwę oleju za pomocą papieru kuchennego nasączonego olejem sałatkowym. 

Wylej na patelnię 1/4 masy jajecznej i rozsmaruj ją na całości, spęczniałą część rozgnieć pałeczkami i podgrzewaj, aż będzie w połowie ugotowana, a następnie złóż ją do siebie. (Temperatura powinna być na poziomie, przy którym po dodaniu mieszanki jajecznej będzie słychać „skwierczący” dźwięk.) 

Połóż złożone jajko na spód a patelnię posmaruj cienką warstwą oleju za pomocą papieru kuchennego nasączonego olejem sałatkowym. 

Wlej 1/3 pozostałej masy jajecznej, a następnie owiń w nią wcześniej podsmażone jajko. Postępuj identycznie aż do wykorzystania całej masy jajecznej.

Zawiń w papier kuchenny, odstaw na chwilę, a następnie pokrój na kawałki wielkości kęsa.



Uproszczony przepis na tamagoyaki

Przepis uproszczony w swoim wykonaniu wygląda identycznie, jak ten w wersji japońskiej, ale użyjemy do niego mniejszej ilości przypraw. Wystarczą do tego:

4 jajka 

2,5 łyżeczki cukru (ok. 12 g) 

szczypta soli (ok. 1 g)

W tym przepisie nie dodajemy już do jajek wody, ani innych dodatków. Jajka roztrzepujemy, dodajemy cukier i sól, ponownie mieszamy i smażymy, dokładnie tak jak w japońskiej wersji.

To przepis od którego ja startowałam a początku, ale oczywiście możecie go dopasować do swojego smaku, np. zmniejszając ilość cukru. Lub możecie do tego przepisu dodać łyżeczkę sosu sojowego.

Smażenie tamagoyaki – porady praktyczne

Smażąc tamagoyaki na pewno trzeba uważać na tempo smażenia. Ja na początku strasznie się bałam, czy jajko się nie przypali albo czy zetnie się w środku, dlatego na początku często smażyłam na małym ogniu. Lepsze tamagoyaki wychodzą jednak, gdy robimy to na takim średnim ogniu, jak widać to u tej Japonki. Jajka po wylaniu mają od razu się smażyć i tak lekko skwierczeć. Ja nie przebijałam nigdy dotąd tych „pęcherzyków”, ale może kiedyś spróbuję. Często widziałam też, jak Japończycy mieszają trochę pałeczkami to jajko po wylaniu, ale sama tego nie robię.

Pomocne jest delikatne natłuszczanie patelni, co najłatwiej wykonać przy użyciu ręcznika papierowego zamoczonego w oleju. Dzięki temu warstwa tłuszczu będzie niewielka. Jeśli jednak wolicie ograniczać tłuszcz, to jak zrobicie to tylko na początku też nie będzie problemu. Ja sama też tak często robię.

Nie bójcie się, że jajko nie zetnie się w środku. Po usmażeniu tamagoyaki zawińcie je w coś. Ja używam do tego bambusowej maty do sushi, bo sprawdza się idealnie, ale jak zrobicie to przy użyciu ręcznika papierowego też będzie dobrze. Zostawcie je tak zawinięte na chwilę, dzięki czemu temperatura sprawi, że jajka nawet w środku tamagoyaki będą ścięte.

Jednocześnie, gdy tamagoyaki jest owinięte, można obciążyć je kładąc na wierz jakiś przedmiot. Ja używam tego, co mam akurat pod ręką – mała deska, pudełko na bento, cokolwiek, co jest w stanie utrzymać mi się na tamagoyaki, a nie jest aż tak ciężkie, by je zniszczyć.

Dostosujcie ilość jajek do patelni, jaką posiadacie. Ja czasem smażę tamagoyaki w większej ilości i gdy robiłam to na zwykłej, okrągłej patelni, porcja z 6 lub 8 jajek mieściła się ze spokojem i tamagoyaki nie wychodziło zbyt grube. Gdy jednak robię to na patelni do tamagoyaki, to więcej niż omlet z 4 jaj po prostu nie wyjdzie, także w takim przypadku rekomenduję maksymalnie wersję 3 jajka + woda lub 4 jajka z tej uproszczonej wersji. Choć z samych 3 jajek też wyszedł by idealnie gruby.

Jeśli macie w domu pałeczki, to ja uwielbiam je używać do roztrzepania jajek. Sprawdzają się idealnie. Oczywiście możecie wykonać to tym, co macie pod ręką. Starajcie się jednak nie ubijać tych jajek, a je po prostu „rozluźnić”, bo cały urok tamagoyaki jest w tym, że po pokrojeniu, pięknie widać nie tylko warstwy ale i różne odcienie jajka, przez to że żółtko i białko nie były idealnie połączone.



Do czego wykorzystać tamagoyaki?

Tamagoyaki możecie zjeść nawet samo, gdyż ten omlet sam w sobie może już stanowić posiłek. Można je dodać także do bento lub jakiegokolwiek lunchu, jaki ze sobą gdzieś zabieracie. Nie musi to być lunch w stylu japońskim. Choć ja nie jadam zbyt wiele chleba, to mój mąż wręcz musi mieć ze sobą kanapki do pracy. Często oprócz samej kanapki pakuję mu jednak pomidorki koktajlowe, pokrojonego ogórka i właśnie tamagoyaki, dzięki czemu posiłek staje się mniej nudny. Patrząc jednak na to, że tamagoyaki jest przygotowane na słodko, świetnie sprawdzą się jako dodatek także pokrojone owoce i taką opcję też czasem wybieram. Tym bardziej, że tamagoyaki to taki omlet, który dobrze smakuje nie tylko wtedy, gdy jest ciepły, więc bez problemu może pojechać z nami do pracy czy szkoły, a nawet postać w lodówce.



Tamagoyaki możecie potraktować także jako szybkie drugie śniadanie w domu, albo podać na przystawkę. Prócz tego może stanowić także dodatek do sushi. Jedną z popularnych form serwowania jest tamago sushi / nigiri tamago. To niewielka porcja zbitego ryżu przykryta kawałkiem omleta i owinięta cienkim paseczkiem nori.



Tamagoyaki można dodać do zupy miso, zjeść z ryżem lub sałatką. Widziałam też sporo przepisów na usmażenie tamagoyaki od razu z jakimiś dodatkami w środku. Pole do popisu jest tutaj ogromne, a same tamagoyaki są w Japonii tak popularne, że pojawiają się nawet jako dodatek w McDonaldzie.

A Wy? Jedliście już tamagoyaki? A może spróbujecie je zrobić w domu?

弁当 Bento

Od pewnego czasu japońskie bento przyciąga uwagę w wielu krajach całego świata. Piękne pojemniki lunchowe inspirowane japońskim bento, oferowanie bento w hotelach czy restauracjach lub przygotowywanie ich w domach.  Przepisy w internecie i filmiki pokazujące nie tylko, jak przygotować zdrowe jedzenia, ale także jak sprawić, aby bento wyglądało uroczo. Japońskie bento zdecydowanie zyskuje na popularności. Czym jednak tak właściwie jest bento? Jaka jest jego historia i czy rzeczywiście jest tak popularne w Japonii?

Czym jest bento?

Bentō (jap. 弁当) to rodzaj posiłku kuchni japońskiej, mający postać pojedynczej porcji na wynos, kupowanej w punktach gastronomicznych lub przygotowywanej w domu. Tradycyjne bentō składa się z ryżu, ryby lub mięsa, a także z pikli i gotowanych warzyw. Posiłek pakowany jest w odpowiednie pudełko (jap. 弁当箱 bentō-bako) – może to być zwykłe plastikowe, produkowane masowo opakowanie, bądź specjalne, wykonane z drewna i pokryte laką. Gotowe bentō jest w Japonii powszechnie dostępne w takich miejscach jak: sklepy spożywcze, stacje kolejowe, stacje benzynowe, kioski, domy towarowe czy specjalne sklepy z bentō (jap. 弁当屋 bentō-ya).

Historia bento

Kultura bento w Japonii rozpoczęła się około 1200 lat temu. Prototypem bento było sageju, które zostało przygotowane, aby arystokraci mogli zjeść lunch na świeżym powietrzu, gdy udawali się zobaczyć kwiaty wiśni lub jesienne liście. Jednak historia bento, tak jak i historia hanami, ma bardzo rozległe korzenie.



Na przykład najstarsza książka historyczna Japonii, Nihon Shoki (720 r.), odnotowuje epizod, w którym podczas sokolnictwa w V wieku jako torbę bento używano worka z jedzeniem dla sokołów. Dodatkowo w X-wiecznym opowiadaniu poetyckim „Ise Monogatari” znajduje się scena, w której osoba w podróży spożywa suszony ryż.

Często mówi się, że słowo „bento” wywodzi się z historii Ody Nobunagi, feudalnego pana z okresu Sengoku w XVI wieku. Nobunaga nakarmił wiele osób w swoim zamku. W tamtym czasie nazwał je „bento”, co oznaczało prosty posiłek, który był rozdawany każdej osobie.

Kiedy rolnicy czy rybacy pracowali na świeżym powietrzu, często nie mogli wrócić do domu w czasie  posiłku, więc nosili ze sobą pudełka z drugim śniadaniem. Składały się one głównie z ryżu, ale ponieważ nawyki żywieniowe różnią się w zależności od regionu, dodatkowa zawartość pudełek bento nie była taka sama.

W okresie Edo (1603-1867) sprzedawano bento w trakcie przerw między aktami przedstawień Kabuki i Noh, tradycyjnych japońskich sztuk performatywnych, które były uwielbiane od czasów starożytnych i stały się popularne jako forma rozrywki dla publiczności. To bento nazywa się „bento Makunouchi” i nadal jest sprzedawane.



Kultura jedzenia w Japonii zmieniła się znacząco od czasu jej otwarcia na świat około 100 lat temu, kiedy to kuchnia Japońska zaczęła korzystać z kultur całego świata. W pudełkach bento zaczęto stosować różne składniki, rozwijając „bento” poprzez stosowanie nowych przypraw, czy uatrakcyjnianie go pod względem wizualnym.

Tak, bo japońskie bento potrafi być wręcz ucztą dla oczu!

Bento niczym dzieło sztuki

Japońskie bento to nie tylko uczta dla żołądka, ale również dla oczu. Pudełko bento zostało zaprojektowane w taki sposób, żeby po otwarciu wieczka można było cieszyć się wyglądem i smakiem w najlepszym wydaniu.

Powodem, dla którego Japończycy przywiązują tak dużą wagę do sposobu pakowania bento, jest nie tylko to, aby wyglądały pięknie, ale także upewnienie się, że potrawy o różnych smakach nie mieszają się ze sobą. Bento zawierają dania, które zostały ugotowane i przyprawione odpowiednio do każdego składnika, więc jeśli ułożysz jedzenie w sposób mieszający smaki, nie będziesz mógł cieszyć się oryginalnym smakiem dodatków. Dlatego sposób ułożenia bento jest niezwykle ważny.

Mówiąc o efektach wizualnych nie można nie wspomnieć o Kyaraben. Kyaraben to styl układania i charakteryzowania jedzenia tak, aby wyglądało np. jak zwierzęta, rośliny czy postacie z anime.

Pierwotnie dekorowanie bento w taki sposób miało zainteresować dzieci jedzeniem i zachęcić do wypracowania nawyków żywieniowych. Obecnie stało się symbolem kulturowym, do tego stopnia, że ​​organizuje się konkursy w tej dziedzinie.




Hinomaru bento

Podstawą każdego bento, bez względu na to, czy jest one zwyczajne, czy staje się formą sztuki jak kyaraben, zawsze będzie ryż. Mówiąc jednak o dodatkach, mamy praktycznie nieograniczone możliwości. Jakie jest jednak najprostsze bento?

Wcześniej pisałam dla Was o Japonii, nie tylko jako Kraju Kwitnącej Wiśni, ale także jako Kraju Wschodzącego Słońca, jak Japonię nazywali Chińczycy. Flaga japońska bezpośrednio nawiązuje do tego motywu, przedstawiając czerwone koło, symbolizujące Słońce, na białym tle. Oficjalnie nazywa się ją Nisshōki, ale w Japonii równie popularne jest określenie Hinomaru. Z japońską flagą i jej symboliką związane jest najprostsze bento, czyli hinomaru bento.

Tradycja hinomaru bento sięga ubiegłego wieku, a dokładniej roku 1937. Wówczas hinomaru bento zaczęto jadać na znak solidarności z japońskimi żołnierzami w jednej ze szkół w prefekturze Hiroszima. Później inicjatywa patriotycznego bento została rozciągnięta na większość szkół w całym kraju.



Hinomaru bento składa się z warstwy ryżu, którym wypełnia się pojemnik i moreli umeboshi umieszczonej na środku. Umeboshi to wyraziste w smaku pikle, które w połączeniu z delikatnym gotowanym ryżem tworzą przyjemny dla podniebienia kontrast. Umeboshi podobno zapobiega także psuciu się ryżu, dlatego tradycyjnie było często stosowane w kulkach ryżowych i właśnie także jako dodatek do bento.

Choć hinomaru bento nie stanowi zbilansowanego posiłku, to często taki przyozdobiony ryż może stać się częścią większego bento, gdzie oprócz ryżu z ułożoną pośrodku morelą umeboshi umieszcza się również inne składniki, aby stworzyć zdrowy i zbilansowany posiłek.

Dodatki do bento

Zawartość pudełka bento to zwykle połowa ryżu i połowa dodatków. Można powiedzieć, że istnieje niezliczona ilość odmian ryżu i dodatków. Mówi się, że jajka są najczęstszym dodatkiem do pudełek bento. Jajka można przyrządzać na wiele sposobów, m.in. tamagoyaki, jajka sadzone, jajecznicę, omlety z różnymi nadzieniami czy jajka na twardo. Kolejnym klasykiem jest kiełbaska, często przygotowywana w kształcie ośmiornicy.



Inne pozycje obejmują ryby z grilla, potrawy smażone, warzywa smażone lub gotowane oraz warzywa przygotowywane na różne sposoby. Dodatkowo często w przepisach na domowe bento widziałam także dodawana owoce, jak np. truskawki, które w takim przypadku mogą stanowić swego rodzaju deser.

O japońskim bento można byłoby pisać naprawdę wiele, nie wspominając już o przepisach i możliwościach, jakie ono daje.

O czym jednak należy pamiętać, układając jedzenie w bento?

Układanie bento

Kiedy przystępujemy do układania jedzenia w bento, istnieje wiele aspektów, które warto wziąć pod uwagę. Oprócz samego oddzielania składników, szczególnie ważne jest estetyczne i staranne ułożenie potraw. Japończycy kładą ogromny nacisk na prezentację dań, co sprawia, że bento staje się nie tylko posiłkiem, ale również dziełem sztuki kulinarnej. Oto kilka prostych zasad, które pomogą osiągnąć efektowny efekt:

Przystępność: jedzenie w bento powinno być łatwe do jedzenia palcami lub pałeczkami, dlatego często w takim pudełku znajdziemy kawałki owoców, warzyw i innych składników, które nie wymagają noża ani widelca. To nie tylko ułatwia spożywanie, ale także dodaje pewnej swobody i przyjemności posiłkowi. 

Różnorodność kolorów: aby bento prezentowało się atrakcyjnie, warto stawiać na różnorodność kolorów składników. Czerwona papryka, zielone kiwi, soczyste truskawki czy jabłka o intensywnym zielonym kolorze – te kontrasty kolorystyczne nie tylko dodają apetytu, ale także wprowadzają do posiłku estetyczny wymiar.

Układ według kształtu: Japończycy przykładają dużą uwagę do kształtu składników. Warto pokroić warzywa i owoce w równomierne kawałki o określonym kształcie, takie jak kostka, plastry czy pałeczki. To nie tylko ułatwia jedzenie, ale również nadaje danym dodatkom charakterystyczny wygląd.

Balans smaków: w bento warto zadbać o różnorodność smaków, łącząc słodkie, słone, kwaśne i ostre smaki. To pozwoli stworzyć posiłek, który nas nie znudzi, a wręcz przeciwnie, będzie smakował wyjątkowo i zachęci do degustacji każdego składnika. 

Harmonia i równowaga: ostatecznym celem układania jedzenia w bento jest stworzenie harmonii i równowagi wizualnej. Składniki powinny uzupełniać się nawzajem pod względem kolorów, smaków i tekstur, tworząc spójny i apetyczny zestaw.

Dostępność bento

Japońskie bento to nie tylko lunch przygotowany w domu i zabrany ze sobą do pracy czy szkoły. Bento w Japonii można kupić w sklepach, restauracjach czy na stacjach kolejowych! Mówiąc o stacjach kolejowych należy jednak pamiętać, że bento je się w liniach dalekobieżnych Shinkansen, bo w zwykłym pociągu na pewno jedzenie bento nie przystoi. Podróż shinkansenem możemy umilić sobie za to jedząc ekiben.

Słowo „ekiben” powstało z połączenia eki , które oznacza dworzec oraz ben, będącego skrótem od słowa bento. Jest to po prostu bento sprzedawane na stacjach kolejowych. Ekiben jest nieodłącznym elementem podróży w Japonii. Prawdopodobnie istnieje ponad 1600 rodzajów ekiben sprzedawanych podróżującym w Japonii na około 5000 stacjach. Szacuje się, że każdego dnia sprzedaje się 12 milionów ekiben.



Najpopularniejsze bento

Mówiąc o kupnym bento warto wspomnieć o  Kiyoken Shiumai Bento.

Najlepiej sprzedającym się bento w Japonii jest shumai bento z Kiyoken, specjalność Jokohamy, którego sprzedaż liczy się na 23 000 sztuk dziennie. Jednym z sekretów tego konkretnego zestawu jest podobno jego ryż.

Fani shumai bento firmy Kiyoken jednogłośnie chwalą to, że bento jest pyszne nawet wtedy, gdy ryż jest zimny. Sekretem uzyskania ryżu, który nie jest zbyt lepki i ma odpowiednią twardość, jest gotowanie go na parze – następnie ryż jest formowany, posypywany czarnym sezamem i dekorowany.



Oprócz 5 kawałków shumai, pudełko bento shumai jest wypełniane smażonym kurczakiem terriyaki, tuńczykiem, gotowanymi pędami bambusa, jajkiem sadzonym, rozdrobnionymi wodorostami, posiekanym imbirem i dodatkami z moreli. Spośród nich najpopularniejsza jest shumai.

Shumai (po chińsku „shao mai”) to tradycyjny chiński pieróg popularny w innych częściach Azji Wschodniej, w tym w Japonii. W Japonii miejscowi często robili shumai z mieloną wieprzowiną i nadzieniem z mielonej cebuli, doprawiali sosem sojowym i innymi przyprawami i zawijali w cienki, okrągły arkusz ciasta. Japońskie shumai jest zazwyczaj gotowane na parze i podawane z sosem sojowym i musztardą do maczania.

Najstarszy sklep z bento

Jeśli zaś chodzi o sprzedaż bento to najstarszym, wciąż działającym sklepem w Japonii jest Benmatsu Sohonten, który w tym roku będzie obchodził 174 rocznicę istnienia. Obecny właściciel, Junichi Higuchi, to ósme pokolenie, które kultywuje tradycyjny smak, jaki oferuje ten sklep. Jeśli ktoś miałby ochotę przeczytać o historii tego punktu lub zobaczyć oferowane przez nich rodzaje bento, to odsyłam do ich strony internetowej. Z użyciem magii internetowych tłumaczy możecie cieszyć się japońską stroną

https://www.benmatsu.com/home

Popularność bento

Jak już możecie się domyślać, patrząc czy to na popularność konkretnego smaku bento, czy na nadal istniejący sklep o tak długiej historii, bento w Japonii nie jest czymś niespotykanym. Z tego, co widziałam w jednej z ankiet na japońskiej stronie, 80% Japończyków deklaruje, że je bento a 40% z nich robi to częściej niż raz w tygodniu. Czytałam nawet, że w Japonii można kupić gotowe mrożone dodatki, które wkłada się do bento. Dodatki te rozmrażają się w takim czasie, aby w porze lunchu być gotowymi do spożycia!

Częściej jednak przygotowując domowe bento Japończycy przygotowują dodatki w większej ilości, aby móc z nich korzystać przez kilka dni, lub po prostu gotując obiad gotują więcej, aby wykorzystać te produkty w bento na kolejny dzień.

Ja przyznam szczerze, że bardzo lubię koncepcję bento i kilka razy przygotowywałam sobie takie jedzenie. Dodatki były raczej w stylu typowo polskiej kuchni, bo kuchnia japońska nadal jest dla mnie raczej nieznanym terytorium, ale przyznam, że tamagoyaki to coś, co nawet mój mąż lubi zabierać ze sobą w lunch box’sach. Dlatego o tamagoyaki napiszę więcej w innym wpisie.

A czy Wy robicie sobie jedzenie do pracy lub szkoły? Może zamierzacie dać szansę japońskiemu bento?

* ankieta dotycząca bento: https://myel.myvoice.jp/products/detail.php?product_id=28404

The Eternal Love – Moonrise 39

The Eternal Love
💖

Moonrise 39

— Aino!

— Och, Yaten idzie — roześmiał się Seiya, sięgając pałeczkami po kolejny kawałek tamagoyaki, jaki miał w swoim bento. Ostatnimi czasy jedzenie bento było jego ulubioną częścią dnia. Oczywiście część swoich zasług miało w tym przepyszne bento, jakie robił dla niego Taiki w zamian za wyręczenie go w jego części innych obowiązków domowych. W końcu nic za darmo, jak podkreślił szatyn. Nie było to jednak to, co sprawiało, że Seiya z uśmiechem wykonywał codzienne domowe obowiązki i każdego ranka nie mógł się już doczekać długiej przerwy między wykładami. Najważniejszym powodem dla którego jedzenie bento było jego ulubioną czynnością w ciągu dnia, było to, z kim je jadł. A ciepła aura Króliczka siedzącej obok niego na ławce, jej słodki zapach i uśmiechnięta twarz, która aż promieniowała szczęściem w trakcie jedzenia, było tym, co sprawiało, że mając do wyboru wszystkie skarby z pałacu Kimnoku a to ziemskie małe bento, bez mrugnięcia okiem wybrałby pudełko jedzenia.

— Aino! — Jeszcze raz zawołał srebrnowłosy, będąc już zdecydowanie bliżej grupki przyjaciół, która jadła właśnie lunch w cieniu wiśniowych drzew. — Czy ty do reszty zwariowałaś?

— Już dawno! — Krzyknęła Aino z uśmiechem. — Na Twoim punkcie! — Dodała, mrugając w stronę Yatena, który właśnie stanął obok niej. Minako siedziała razem z Rei i Makoto na rozłożonym na trawie kocu. Humor jej dopisywał, a naburmuszona mina Yatena wcale nie robiła na niej wrażenia.

— Co? — Mruknął Yaten, a jego brew zadrgała. — Nie gadaj głupot! — Po chwili milczenia oburzył się Kou.

— Mówię, jak jest — Minako wzruszyła ramionami i wsadziła do ust krewetkę w tempurze.

— Czy mi się wydaje, czy Yaten się zarumienił? — Zapytała Rei, przy okazji szturchając łokciem Makoto.

— Yaten-kun, jakiś ty uroczy — mruknęła Minako i pokazała w stronę mężczyzny serduszko ułożone z palców.

Yaten zawiesił wzrok na dłoni Minako, na chwilę kompletnie zapominając, czego właściwe od niej chciał.

— Baka! — Krzyknął wreszcie srebrnowłosy. — Aino, czy ty jesteś coraz głupsza, czy mi się wydaje?

— Każdy zakochany jest głupcem — ostentacyjnie westchnęła blondynka.

— Ja nie o tym! — Zdenerwował się Yaten, wracając wreszcie do tego, po co w ogóle tutaj przyszedł. — Coś ty nagadała przewodniczącemu samorządu?!

— Co? Nic — mruknęła Minako — zgłosiłam tylko nasz zespół do występu na festiwalu — dodała, nie przerywając jedzenia swojego bento.

— O tym właśnie mówię! — Oburzył się Yaten. — Shimatta! Jaki zespół?

— Pretty Guardians — odparła Minako krótko, by włożyć do ust porcję ryżu.

— Zawsze nawijasz jak pokręcona, a teraz odpowiadasz półsłówkami! — Zdenerwował się Yaten. — Jaki zespół? Jak ty to sobie wyobrażasz?

— No nasz zespół — odpowiedziała Minako — założyłyśmy na festiwal.

— Wy czyli kto? — Cierpliwość Yatena była już na wykończeniu.

— No ja i Rei… — zaczęła Minako i wskazała na siedząca na wprost niej Hino.

— I ja — dodała Makoto.

— Ja też — cicho dopowiedziała Ami, rumieniąc się jednocześnie.

— Łałashi* — mruczała Usagi, która właśnie miała usta pełne jedzenia. Jakby bojąc się, że nie zostanie zrozumiana, dodatkowo energicznie machała ręką.

— Wszystkie powariowałyście — powiedział Yaten, zaskoczony tym, co właśnie usłyszał. Nawet Taiki i Seiya opuścili swoje pałeczki, ze zdziwieniem patrząc na dziewczyny.

— Założyłyście zespół? — Zapytał Seiya.

— Tak! — Odpowiedziała wesoło Minako. — Nie mogłam znaleźć nikogo, kto by mógł wystąpić, więc postanowiłyśmy, że my to zrobimy.

— Oszalałaś?! — Wrzasnął Yaten. — To nie zabawa!

— No wiem. — Minako rozpromieniła się na samą myśl. — Damy czadu!

— Czy ty do reszty zdurniałaś?! — Zdenerwował się srebrnowłosy. — Nawet jeśli masz ładny głos, to założenie zespołu i występ na festiwalu to już inna sprawa! Czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę, na co się porywasz? I jeszcze wciągasz w to wszystko dziewczyny! Czy ty czasem w ogóle myślisz nad tym, co robisz?!

— Czyli mówisz, że mam ładny głos? — W oczach Minako pojawiły się serduszka.

— Aino!!! — Krzyknął Yaten i ukrył twarz w dłoniach. Kompletnie nie wiedział, jak ma rozmawiać z tą szaloną dziewczyną, która słyszała tylko to, co chciała usłyszeć.

— Co on tam mruczy? — Zapytał Seiya, wyłączając odkurzacz i zerkając w stronę kuchni, gdzie Yaten właśnie zmywał naczynia.

— Nie wiem, nie słucham — zgodnie z prawdą odpowiedział Taiki, przewracając stronę „Krótkiej historii czasu” Stephena Hawkinga.

— Pewnie nie może zapomnieć o swojej bogini miłości — roześmiał się Seiya, odkładając odkurzacz na miejsce. — Ej, Tai — zapytał konspiracyjnie, wskakując na kanapę obok Taikiego — co myślisz o pomyśle dziewczyn?

— Nie miałem zbyt wielu okazji, żeby posłuchać, jak śpiewają — przyznał szatyn — może to być ciekawe doświadczenie.

— Co nie? — Podekscytował się Seiya. — Będę mógł zobaczyć Króliczka na scenie!

— Opanuj się — upomniał Taiki.

— No co? Nawet popatrzeć nie mogę? — Oburzył się brunet.

— Prawdopodobnie będzie tam książę Ziemi — Taiki przewrócił kolejną stronę książki.

— Wiem, ale mógłbyś mi nie przypominać — westchnął Seiya i opadł głębiej w puszyste poduszki.

— Ktoś musi to robić.

— Przecież jestem grzeczny i nie sprawiam żadnych kłopotów — wskazał Seiya.

— Jak dotąd tak, ale jakoś nie wierzę, że to się nie zmieni — Taiki oderwał wzrok od książki i spojrzał na Seiyę — chyba że możesz mnie zapewnić, że przez cały pobyt nie zrobisz nic głupiego.

Seiya uciekł wzrokiem w drugą stronę, byle tylko jego spojrzenie nie zderzyło się z analitycznym spojrzeniem siedzącego obok towarzysza. Oczywiście, nie miał zamiaru robić niczego, co by oddaliło go od Króliczka, zraniło ją lub wpłynęło na jej związek z Chibą, ale….

Przygryzł wargę, zdając sobie sprawę z tego, o czym właśnie pomyślał. Nie chciał tego. Wiedział, że nie powinien. Był jednak pewien, że gdyby Usagi dała mu choć najmniejszą nadzieję na odwzajemnienie uczuć. Gdyby istniał choć cień szansy, że go pokocha… Tak, wtedy zdecydowanie zrobiłby coś głupiego. Nie przegapiłby takiej szansy. Gdyby tylko Usagi go pokochała… Przecież on zrobiłby wszystko…

Nie, nie mógł tak myśleć. Usagi kochała księcia Ziemi, a jego marzenia to były tylko mrzonki. Były to tylko ukryte w jego sercu samolubne pragnienia, które w takich chwilach próbowały się przedostać na powierzchnię.

— Ech… — westchnął Taiki i odłożył książkę na stolik. Nie wiedział jednak, jak ma pomóc brunetowi. Oczywiście zdawał sobie sprawę z jego rozterek nie od dziś. Był to temat, jaki zaprzątał jego myśli już od lat. W końcu jeszcze w czasie pierwszego pobytu na Ziemi zdał sobie sprawę, że Seiya zakochał się w Tsukino Usagi.

Ami spojrzała na Minako, która z zaciekłą miną notowała kolejne wyrazy w swoim notatniku. Uparcie próbowała znaleźć rymy, które mogłyby pomóc jej w napisaniu tekstu piosenki. Siedząca obok Rei co jakiś czas szturchała blondynkę i skreślała lub dopisywała coś w jej notatniku. Choć dla innych czasem mogłoby to wyglądać jak sprzeczki, to Ami doskonale wiedziała, że dziewczyny ze sobą współpracują. Pracowały ciężko nad tekstami piosenek, a Mizuno wreszcie miała poczucie, że ich działania znalazły się na dobrych torach. Sama zresztą siedziała z długopisem w dłoni, poprawiając to, co wcześniej napisały dziewczyny, starając się znaleźć lepsze połączenia między słowami, poprawić wszelkie błędy i przydać się w każdy możliwy sposób.

Nieco dalej, po drugiej stronie pokoju, Usagi z zapałem podawała wszystko, o co prosiła Makoto. Szatynka siedziała przy maszynie do szycia i z uśmiechem na ustach przygotowywała stroje na występ. Od kiedy Shiko nakierowała je na pomysł z wykorzystaniem mundurków, Makoto wypełnił zapał do pracy. Każdego dnia nie mogła powstrzymać się od myślenia o strojach, dopracowywania szczegółów, wymyślania kolejnych detali, jakie mogłaby w nich ukryć. Zresztą nie zamierzały wykorzystać dokładnie takich samych mundurków, w jakich chodziły do liceum. Nie chciały, aby ich liceum było kojarzone z tym występem, w końcu robiły to już na uniwersytecie. Dodatkowo każda z nich postanowiła wnieść coś do tych projektów, aby te stroje reprezentowały je jako drużynę.

— Zawsze marzyłam o fajnym krawacie! — Makoto przypomniała sobie to zdanie, które Minako wykrzyczała z iskrzącymi oczami. Na to wspomnienie Kino uśmiechnęła się lekko i z nową energią sięgnęła po materiał na kolejną kamizelkę.

Koszula z krótkim rękawem, kamizelka i krawat, spódniczka i długie skarpetki. Niby nic nadzwyczajnego, ale dla nich to było wyjątkowe. Szczególnie, że kamizelkę każdej z dziewczyn, tam gdzie normalnie powinien znajdować się herb szkoły lub tabliczka z imieniem, miał ozdobić ręcznie wyhaftowany przez Makoto znak opiekuńczej planety. To miał być szczegół niezauważalny dla innych, jednak tak ważny dla nich.

— Jak tam Wam idzie dziewczyny? — Rozmyślania Makoto i reszty dziewczyn przerwał głos Haruki, która oparta w drzwiach, patrzyła na nie ciekawie.

—  Świetnie! — Wykrzyknęła Usagi, dla której to popołudnie, choć pracowite, było  niezwykle przyjemne.

— To „świetnie”, Kociątko — Haruka uśmiechnęła się szeroko, widząc zadowolenie na twarzy księżniczki. Nie umiała ukryć, jak wiele radości przynosiło jej spędzanie czasu z tą uroczą blondynką. — Nie możecie się jednak przemęczać. Wystarczy na dziś, więc zbierajcie się i chodźcie do jadalni. Kolacja już czeka.

— Kolacja! — Dopiero teraz wszystkie dziewczyny zorientowały się, jak późno się już zrobiło. Nie tylko Minako i Usagi uśmiechnęły się zatem promiennie na wzmiankę o jedzeniu. Musiały przyznać, że wszystkie były już strasznie głodne.

— Ale się najadłam! — Po raz setny westchnęła Usagi, masując jednocześnie brzuch.

— Jak zwykle zjadłaś za dużo — prychnęła Rei — dziwię się, że Mamoru jeszcze Cię nie rzucił. Kto chciałby być z takim obżartuchem.

— Hej! Wcale tak dużo nie jem! — Oburzyła się Usagi.

— Twoje fałdki na brzuchu mówią co innego — Rei wystawiła język w stronę przyjaciółki.

— Przyznam, że ja też dziś za dużo zjadłam — roześmiała się Makoto — ale Michiru tak dobrze gotuje.

— Tak, to prawda — Ami położyła rękę na brzuchu.

— Ja nawet nie mam siły gadać — westchnęła Minako, powłócząc nogami.

— Dlatego wracamy spacerem — przypomniała Rei — trzeba spalić te kalorie.

— Hai, hai — westchnęły Usagi i Minako zgodnie. Oczywiście wolały, żeby Haruka je odwiozła, tym bardziej że dom Outerek leżał dość daleko, ale w głębi duszy wiedziały, że to Rei ma rację.

— Czy wy też miałyście wrażenie, że Setsuna wyglądała dziś wyjątkowo promiennie? — Zapytała Makoto, przerywając ciszę, jaka zapadła na dłuższą chwilę.

— To miłość! — Wykrzyknęła Minako, która od razu się ożywiła. — Mówię Wam, Setsuna się zakochała!

— A skąd niby to wiesz? — Rei uniosła prawą brew i spojrzała na przyjaciółkę ciekawie.

— Bo jestem boginią miłości — Minako uśmiechnęła się szeroko — poza tym widziałam, jak zerkała na telefon i uśmiechała się, gdy nadeszła wiadomość.

— Też to widziałam — przyznała Ami, jednocześnie zdając sobie sprawę, że często robiła to samo. Musiała pamiętać, aby lepiej się kontrolować.

— Najwyższa pora — powiedziała Usagi — Setsuna tak długo była samotna, więc byłoby wspaniale, gdyby odnalazła szczęście.

Wszystkie dziewczyny pokiwały twierdząco głowami, zdając sobie sprawę, jak samotne musiało być życie Sailor Pluto przy drzwiach czasoprzestrzennych. Czy jednak osiągnięcie zwykłego, ziemskiego szczęścia w ogóle było możliwe? Czy obawy, jakie ostatnio miały, nie stanowiły ku temu złej wróżby? Zresztą w XXX wieku….

Dziewczyny szły dalej przez opustoszały już o tej porze park, rozmawiając na wiele tematów, żartując lub chwilami milcząc. Dobrze czuły się w swoim towarzystwie bez względu na to, co robiły. Dlatego teraz śmiały się wesoło, wspominając wiele wspólnie spędzonych chwil.

W pewnej chwili Rei jednak spojrzała przez ramię, sprawdzając, czy zobaczy kogoś na ciemnej ścieżce. Światła lamp tliły się delikatnie, ale były zdecydowanie za słabe, aby oświetlić cały park. Szczególnie w takim momencie jak teraz, gdy księżyc schował się za chmurami.

— Słyszałaś coś? — Szepnęła Rei w kierunku idącej obok niej blondynki.

— Ktoś idzie za nami od kiedy minęłyśmy fontannę —  odparła Minako, a jej uśmiechnięta wcześniej twarz spochmurniała.

— Czyli też się zorientowałaś — westchnęła Rei.

— Hai, Mako też — dodała Aino, zauważając, że Kino co jakiś czas odwracała się niby w jej kierunku, ale wzrokiem uciekała gdzieś indziej. 

— Rozumiem — odparła Hino, przyspieszając kroku tak, aby zrównać się z Usagi i Ami, które szły z przodu.

Usagi w tym czasie z rozmarzeniem wciągała w płuca rześkie powietrze, które sprawiało, że czuła się szczęśliwa. W ogóle ostatnio czuła się jakby weselsza. Choć nie wszystko było idealne, to ta wiosna napełniała ją jakimś szczególnym uczuciem.

— Biegnij! — Tylko tyle usłyszała Usagi, zanim drobna dłoń Ami złapała ją w uścisku, pociągając szybko przed siebie. Tsukino kompletnie nie wiedziała, co się dzieje, ale jej nogi automatycznie podążyły za przyjaciółką, która trzymała ją mocno.

— Nie odwracaj się — pouczyła Mizuno, wykonując zadanie, jakie powierzyły jej dziewczyny. Od dawna wszystkie były w stanie szczególnej czujności, więc gdy poczuły, że ktoś je śledzi w tym parku, najważniejsze było zabranie stamtąd księżniczki. To było właśnie zadanie, jakie przypadło Mizuno Ami.

— Aino, błagam, to boli! — Westchnął Yaten, czując na plecach dziewczęce kolano, które brutalnie przyciskało go do parkowej alejki. Drobne kamyczki wbijały się w jego ciało, a twarz była cała zakurzona.

— Yaten-kun? — Ze zdziwieniem zapytała Minako, zerkając na leżącego pod nią mężczyznę.

— Nie, shimatta, leśna wróżka — prychnął Yaten — złaź ze mnie.

— Hai! — Krzyknęła Minako i wstała szybko. Zdezorientowana spojrzała na leżącego na alejce mężczyznę, nie rozumiejąc, co się właśnie wydarzyło.

— Seiya?

— Taiki?

W tym samym czasie pytały Rei i Makoto, zerkając na przyjaciół, którzy krzywili się z bólu. Mako szybko wypuściła z uścisku Taikiego, a Rei z całej siły odepchnęła Seiyę.

— Co wy tu robicie? — Wrzasnęła Rei.

— To chyba my powinniśmy zapytać, co wy robicie? — Oburzył się Seiya.

— Bronimy się? —Niepewnie zapytała Rei, nadal nie rozumiejąc sytuacji.

— Atakowanie bez uprzedzenia nazywasz obroną? — Oburzył się Yaten, otrzepując jednocześnie ubranie z kurzu.

— To po co za nami leźliście? — Zapytała Rei, a jej brwi aż drgały z oburzenia.

— To ten kretyn bawi się w bohatera — prychnął Yaten, z pasją wycierając dłonie w chusteczkę.

— Eto… — westchnął Seiya, czując na sobie wzrok dziewczyn — Usagi napisała, że będziecie wracać od Tenoh przez park no i trochę się martwiłem…

— To nie mogliście do nas zagadać? Zawołać? — Z irytacją zapytała Rei.

— Tak wesoło rozmawiałyście, więc nie chcieliśmy jeszcze przeszkadzać — wyjaśnił Seiya.

— A gdzie Ami i Usagi? — Zapytał Taiki, nerwowo się rozglądając.

— A! — Wykrzyknęła Minako i złapała za komunikator. — Ami-chan! Fałszywy alarm.

— To była tylko banda idiotów — dodała Rei, naciskając przycisk połączenia na swoim zegarku.

— To była tylko banda idiotów — dodała Rei, naciskając przycisk połączenia na swoim zegarku

— Ja tam już spaliłam wszystkie kalorie — westchnęła Usagi, opierając się o barierkę — muszę odpocząć.

— Hai, hai — przytaknęła Ami i sama usiadła na ławkę. Musiała przyznać, że ten sprint był męczący. Nie wiedziała jeszcze, co się dokładnie wydarzyło, ale ważne było, że alarm został odwołany. Nie rozumiała, co miała na myśli Rei, mówiąc o bandzie idiotów, ale nie miało to znaczenia. Najważniejsze, że księżniczka była bezpieczna. A ich zadaniem było pilnować, aby już na zawsze tak pozostało.

Ami spojrzała na Usagi, której sylwetka zdawała się lśnić w blasku Księżyca, który właśnie wyszedł zza chmur. Blondynka opierała się o barierkę na małym mostku, a jej wzrok utkwiony był w tafli jeziora. Wiatr rozwiewał złote kitki, trzepocząc jednocześnie materiałem różowej spódniczki. Mizuno musiała przyznać, że Usagi wyglądała pięknie. Bajkowo.

— W końcu to nasza księżniczka — wyszeptała Ami, uśmiechając się delikatnie.

W tym samym czasie Usagi obserwowała parę łabędzi, które pływały niespiesznie w dalszej części jeziora. Wodziła za nimi wzrokiem, podziwiając ich piękno oraz pełne gracji ruchy. Jednocześnie zastanawiała się, czy tworzą one parę i czy jeśli wróci tu później, to tę dwójkę będzie otaczała gromadka szarego potomstwa. Pamiętała, że jak była małą dziewczynką, nie potrafiła zrozumieć, dlaczego małe łabędzie są szare, a te dorosłe białe… Uśmiechnęła się szeroko na te wspomnienie, przypominając sobie, jak Kenji-papa zabierał ją co weekend do parku, aby mogła obserwować, jak rosną i powoli zmieniają się te ptaki. Uwielbiała te spacery tylko z tatą. Shingo był wtedy jeszcze malutki, a mama Ikuko miała sporo na głowie. Tata zatem pomagał w domu, opiekując się Usagi w weekendy. Dodatkowo miała wrażenie, że był to sposób rodziców na to, aby nie czuła, że młodszy brat zabrał jej rodziców. Zrozumiała to dopiero całkiem niedawno.

— Czy ja też będę dobrą mamą? — Zapytała samą siebie. Nie wiedziała dlaczego, ale ostatnio jej myśli wypełniało wiele pytań o przyszłość. Pytań, na które w większości nie wiedziała, jak odpowiedzieć. Zastanawiała się jednak, skąd te pytania się brały. Dlaczego kłębiły się w jej umyśle i sercu? Dlaczego nawiedzały ją nocami?

Tak, od pewnego czasu miała problem z wysypianiem się w nocy. Czasem spała jak dziecko, czasem jednak leżała, godzinami wpatrując się w księżycowe światło wpadające przez okno. W inne noce śniła o sobie, jako księżniczce, znajdującej się w tym nieznanym świecie, w którym kiedyś znalazła ogród pełen niesamowitych kwiatów. Za każdym razem próbowała ponownie odnaleźć ten piękny, wypełniony  wyjątkowymi kwiatami ogród. Nigdy więcej jej się to jednak nie udało. Jedyne, co mogła znaleźć, to jeden, samotnie rosnący kwiat. Różowy kwiat o srebrnej poświacie. Pamiętała go z tamtego ogrodu. Teraz jednak, gdy ogród zniknął, kwiat zdawał się jakby mniejszy, mniej błyszczący, smutniejszy…

Rozumiała to. Rozumiała samotność, którą czuł tamten kwiat. Ze wszystkich sił chciała ochronić tamten kwiat i uratować cały ogród. Nie rozumiała jednak, dlaczego ogród zniknął. Nie wiedziała, dlaczego nie może go odnaleźć. Przecież tak bardzo się starała. Czasem biegała tak długo, aż krwawiły jej stopy, czasem wołała tak długo, aż zdzierała gardło. Innym razem tuliła różowy kwiat, aż łzy spływające jej po policzkach żłobiły na jej twarzy ślady. Nigdy jednak nie udało jej się osiągnąć żadnego postępu. Jedynie budziła się zmęczona, przez co później zasypiała w trakcie dnia. Tak jak wtedy, gdy Motoki zorganizował przyjęcie w Crown…

Westchnęła ciężko i uniosła wzrok w stronę lśniącego srebrnym blaskiem Księżyca. Zawsze gdy to robiła, czuła się jak mała dziewczynka, która chciała się wtulić w matczyną spódnicę.

— Jest taka piękna — wyszeptał Seiya, zauważając otoczoną księżycowym blaskiem sylwetkę Usagi. Opierała się ona o barierkę, a wzrok kierowała w stronę nieba.

— A ty taki głupi — burknął Yaten, zdając sobie sprawę, że zapewne wszyscy słyszeli komentarz Seiyi. Nim jednak zdążył dodać coś jeszcze, bruneta już obok niego nie było.

W tym samym czasie Usagi usłyszała brzdęk metalu i plusk wody, jakby właśnie coś tam wpadło. Jednocześnie poczuła, jak barierka osuwa się jej spod rąk, a ona sama traci równowagę. Choć zdawało się, że wszystko toczy się w zwolniony tempie, to ona nie była w stanie się ruszyć. Czuła jedynie, jak jej ciało zaczyna opadać, jakby chciało podążyć za barierką, która spadała w stronę tafli jeziora. Chciała krzyczeć, ale czuła, jak głos uwiązł jej w gardle.

Nagle jednak poczuła znajome ciepło, które sprawiło, że poczuła się chroniona. Choć wzrok miała utkwiony we wpadającej do zimnej wody barierce, to jej serce otulił spokój. W końcu obok niej był Seiya. Tak, była tego pewna. To było uczucie, które towarzyszyło jej tylko przy Seiyi. Ciepło, spokój, bezpieczeństwo.

Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie i nim Usagi się zorientowała, leżała na parkowej alejce, podczas gdy w jej stronę biegła grupa jej przyjaciół.

— Wszystko w porządku? — Krzyczała Makoto, rzucając się na kolana tuż obok Usagi. — Nic ci nie jest?

— Cholera, co się stało?! — W tym samym czasie do uszu Usagi dobiegł głos Rei.

— Seiya!! — Krzyczał Yaten, sprawiając, że serce Usagi na chwilę się zatrzymało.

— Seiya!! — Wrzasnęła, z przerażeniem odwracając się w stronę miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stała. — Seiya!!!

— Nic mi nie jest — powiedział brunet, podając jednocześnie rękę Yatenowi, który sprawnym ruchem wciągnął go do góry.

— Wygląda, jakby ta barierka nie była konserwowana od lat — powiedział Taiki, oglądając pozostałości barierki.

— Seiya, jesteś cały mokry! — Zauważyła Minako.

— No nie płacz już, przecież nic mi nie jest — powiedział Seiya i podał Usagi kolejną chusteczkę.

— Ale przeze mnie wpadłeś do jeziora — powiedziała Usagi i głośno wydmuchała nos.

— Ledwo się zmoczyłem — Seiya machnął ręką, wyciągając ją spod koca.

— Przykryj się! — Oburzyła się Usagi i ponownie naciągnęła na bruneta szary, puchaty koc.

— Tak, jest! — Powiedział Seiya, który miał ochotę nawet zasalutować, ale bał się, że znowu zostanie zrugany za odkrycie się.

— Napij się herbatki — Usagi sięgnęła po imbryczek i nalała ciepłego naparu do filiżanki.

— Usagi-baka, człowiek mieści ograniczoną ilość płynów, daj mu choć na chwilę spokój — pouczyła Rei, kręcąc głową.

Od kiedy przyjechali do apartamentu Three Lights, Usagi nie odstępowała Seiyi na krok, podając mu leki, ciepłą herbatę, naciągając koc pod same uszy i co pięć minut sprawdzając mu temperaturę.

Seiya jednak nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało. Choć od kiedy wpadł do lodowatej wody, nie był w stanie się zagrzać, co chwilę kichał i czuł, jak chwilami wstrząsają nim zimne dreszcze, to jego serce rozpalone było do czerwoności. Czuła opieka Usagi była dla niego jak spełnienie marzeń. Zaczynał już nawet myśleć, że ta choroba, która ewidentnie zaczynała go rozkładać, miała być najlepszym, co go w życiu spotkało.

Poranne promienie słońca oświetlały pokój, który od lat zdobiły urocze króliczki. Choć wiatr szumiał wesoło za oknem, to w środku rozbrzmiewały dźwięki muzyki, które płynęły z radia. W delikatny sposób pokój od kilku chwil wypełniał się dźwiękami piosenki „Forever Love”, a ciepło, wnikające wraz z promieniami słońca, ogrzewało odkryte stopy śpiącej blondynki. Przykryta różową pościelą spała jeszcze, choć wszyscy pozostali domownicy już dawno wstali. Dziś jednak była niedziela, więc nikt nie widział potrzeby budzenia nastolatki.

— Umm… Seiya… — wyszeptała sennym głosem Usagi, przykładając telefon do ucha. Oczy miała nadal zamknięte, a tylko ręką wymacała leżący wcześniej na stoliku telefon. Kilka razy słońce zaświeciło jej w twarz, przez co jakimś cudem usłyszała wibracje komórki.

—Yyyy… — Głos po drugiej stronie wydawał się zdziwiony.

— Mmmm…. sprawdzę, czy nie masz gorączki… — mruczała blondynka, nadal po części znajdując się w krainie snów.

— Usako?

— Czemu mówisz do mnie…. — Usagi otworzyła szeroko oczy i gwałtownie usiadła na łóżku. Odsunęła telefon od ucha i spojrzała na wyświetlacz, by po chwili przetrzeć zaspane oczy. Następnie spojrzała ponownie na swój telefon a z jej ust wyrwał się głośny pisk.

— Mamo-chan!!! — Krzyczała Usagi, nadal patrząc uparcie w wyświetlone na telefonie znaki.

— …….

— A! Zapomniałam przyłożyć do ucha! — Opamiętała się Usagi. — Mamo-chan!

— Dzień dobry Usako — przywitał się Mamoru, jednak w jego głosie można było wyczuć zdezorientowanie — obudziłem cię?

— Gomen! — Przeprosiła Tsukino.

— Nie przepraszaj. Dziś niedziela, możesz dłużej pospać — łagodnym głosem odpowiedział Chiba — mogę zadzwonić później.

— Nie! Już się obudziłam! — Krzyknęła Usagi, a jej policzki się zaróżowiły.

Choć przez chwilę dalszej rozmowie towarzyszyła pewna niezręczność, to Usagi szybko o tym zapomniała. Za to opowiadała właśnie Mamoru o tym, jak spędziła dwa ostatnie dni. Mówiła o przygotowaniach do koncertu, o pomocy Makoto przy strojach, o wizycie w domu Outerek, a także o tym, co wydarzyło się w parku.

Teraz za to relacjonowała, jak wczoraj cały dzień opiekowała się Seiyą, czując się odpowiedzialną za jego chorobę. Opowiadała, jak parzyła mu gorące herbatki, podawała leki, sprawdzała temperaturę, przynosiła ciepłe posiłki przygotowane przez Taikiego oraz o tym, jak Yaten kazał Seiyi nosić w domu maseczkę. Opowiadała o wizycie Minako oraz o tym, jak Rei z przerażeniem w oczach zabraniała Aino w jakikolwiek sposób opiekować się chorym.

Z minut zrobiły się kwadranse, z kwadransów godzina, a Usagi i Mamoru nadal rozmawiali. Choć mieli zobaczyć się wieczorem, to obie strony nie czuły chęci odkładania słuchawki. Dopiero głośne burczenie w brzuchu Usagi sprawiło, że rozmowa dobiegła końca, a blondynka wesoło zbiegła po schodach. Musiała się pospieszyć, aby przed randką z Mamoru odwiedzić jeszcze Seiyę i zanieść mu specjalny obiad, o którego ugotowanie poprosiła Makoto. Choć Usagi nie znała się na gotowaniu, to wiedziała, że posiłki mogą działać jak leki. Poprosiła zatem przyjaciółkę o przygotowanie czegoś specjalnego.

Ohayo!

Cieszę się, że wreszcie mogłam wrócić do Was z kolejnym rozdziałem. Może nie jest on wyjątkowy, ale stał się miejscem, w którym wreszcie udało mi się dodać to, co zawsze chciałam wykorzystać, czyli Usagi odbierającą telefon z imieniem innej osoby na ustach. Cóż, może to nic, może to sprawka piosenki lecącej w radiu, a może jednak pierwsza skaza na idealnej miłości? Cóż, więcej o tym już niedługo! Mam tylko nadzieję, że wena będzie mi dopisywać.

*łałashi – Usagi próbowała tu powiedzieć watashi 私 co po japońsku oznacza „ja” albo watashi mo, czyli „ja też”. Wiem, że moje opowiadania czytają też czytelnicy nie znający polskiego i nie chciałam, aby „sepleniła” po polsku, bo staram się, aby wszyscy moi czytelnicy dostali zbliżoną wersję opowieści, a wiadomo, że tłumacz nie poradzi sobie z takimi rzeczami. Dlatego padło na japoński.

W tym rozdziale wspominam o bento i tamagoyaki. Choć czym jest bento, to pewnie większość z Was wie, to i tak planuję niedługo przynieść Wam o tym krótki wpis. Tak samo jak wpis o tamagoyaki wraz z przepisem, bo ja osobiście bardzo je lubię i może Wy też będziecie mieli ochotę na taki dodatek do śniadania lub lunchu. Poza tym wypadałoby wreszcie przynieść więcej z obiecanych wpisów o japońskim jedzeniu.

To jednak tyle na dziś. Mam nadzieję, że będę w stanie przynosić Wam kolejne rozdziały już w mniejszych odstępach czasu. Pewne jest jednak, że nie zamierzam porzucać ani tego, ani żadnego z innych moich opowiadać. Mam nadzieję, że będziecie mi w nich towarzyszyć.

Czerwona Nić Przeznaczenia

Hej,

mam sporo nazbieranych tematów i materiałów dotyczących Sailor Moon i choć pisanie opowiadań idzie mi ostatnio opornie, to postaram się wrzucać jak najczęściej wpisy dotyczące wszelkich tematów związanych z Sailor Moon. Wiem, że niektóre z dziewczyn korzystają z nich przy pisaniu swoich opowiadań, więc choć sama mam problemy z weną, to chciałabym nadal zapewniać kolejne informacje pomocne przy pisaniu fanfików. Tym bardziej, że obiecałam Niteshi już sporo takich wpisów i zamierzam tej obietnicy dotrzymać. W końcu też jestem czytelnikiem i też czekam na opowiadania! Także mam nadzieję, że choć część z tych wpisów Wam się przyda, a jeśli będzie interesowało Was coś konkretnego, to dawajcie znać. Takie pytania staram się od razu zapisywać na liście, by w pewnym momencie na nie odpowiedzieć.

Oczywiście do czytania tych wpisów zapraszam także tych, którzy nie piszą własnych fanfików. Mam jednak nadzieję, że czasem znajdziecie tutaj coś, co Was zaciekawi, albo coś, co pomoże Wam lepiej zrozumieć Sailor Moon, a może także i czytane przez Was opowiadania. Ale to tyle tytułem wstępu. Na otwarcie tego wpisu mam dla Was pytanie:

Czy pamiętacie odcinki, w których występowali Ann i Alan?

Ann i Alan to postacie stworzone na potrzeby anime, aby je przedłużyć. Choć wszystkie odcinki z Ann i Alanem to tylko wypełniacze, to w jednym z odcinków z ich udziałem zostało pokazane coś, na czym opiera się cały romans między Usagi a Mamoru.

W 57 odcinku starego anime Sailor Moon widzimy, jak Usagi i Ann rywalizują o Mamoru. W pewnym momencie Usagi mówi, że ona i Mamoru związani są czerwoną nicią. Jak się przyjrzymy, możemy zauważyć, że taka wyimaginowana nić nawet się pojawia.

Najpierw oplata ona palec Usagi:



Później w sposób humorystyczny, wyimaginowana postać Ann chce ją przeciąć nożyczkami:



Czy wiecie, co tak właściwie oznacza ta czerwona nić? Czy to jedyny moment, w który pojawia się w Sailor Moon?

Poniżej postaram się odpowiedzieć Wam na te pytania. Postaram się zrobić to w taki sposób, aby wyjaśnić temat tym, którzy nie spotkali się jeszcze z zagadnieniem czerwonej nici, ale jednocześnie postarać się również znaleźć choć z jeden szczegół, który mógł umknąć tym, którzy znają już tę legendę.

Legenda o Czerwonej Nici Przeznaczenia

Czerwona nić przeznaczenia to wschodnioazjatycka legenda, której korzeni należy szukać w mitologii chińskiej.

姻緣紅線 lub 姻缘红线  

Yīnyuán hóngxiàn lub yīnyuán hóngxiàn

Mówiąc o tej legendzie możemy mówić o czerwonej nici lub czerwonym sznurku oraz o przeznaczeniu, losie lub małżeństwie. Niezależenie jednak, czy mówimy o czerwonym sznurku losu czy o czerwonej nici małżeństwa lub jeszcze o innym wariancie tłumaczeń, to zawsze nawiązujemy do tej samej legendy. Ja tu będę raczej nazywać ją Czerwoną Nicią Przeznaczenia, bo w sumie tak najbardziej mi się podoba.

Przejdźmy jednak do mitologii chińskiej i poznajmy pewnego starca. Zresztą z dość ciekawym nawiązaniem w swoim tytule.

Starzec pod Księżycem, czyli bóg Yue Lao

Od czasów starożytnych mówi się, że Stary Człowiek Yuexia, znany również jako Bóg Yue Lao, jest bogiem odpowiedzialnym za małżeństwo na świecie. Opowieść o starcu pod księżycem została zapisana w „Xu Xuan Gui Lu: Sklep zaręczynowy” Li Fuyana z dynastii Tang (18 czerwca 618 – 1 czerwca 907).

W czasach dynastii Tang żył mężczyzna o imieniu Wei Gu. Pewnego dnia spotkał on starszego mężczyznę, który czytał książkę w świetle księżyca. Zapytany, starzec wyjaśnił, że jest to książka małżeńska. Wei Gu z rozmowy dowiedział się, że jest to księga, która łączy mężczyzn i kobiety na całym świecie w ramach przeznaczenia. Wei Gu, który od dłuższego czasu nie miał szczęścia w negocjacjach małżeńskich, zapytał, czy obecna propozycja małżeństwa wypadnie dobrze, ale starzec oświadczył, że ​​Wei Gu ma już zawiązaną z kimś czerwoną linę, więc  obecna umowa nie dojdzie do skutku. Korzystając z nadarzającej się okazji, Wei Gu poprosił o odnalezienie swej przeznaczonej kobiety. Tutaj historie trochę mi się rozjeżdżają w szczegółach. W jednej wersji Wei Gu został doprowadzony na targ i tam po wskazaniu miejsca, gdzie jego lina się kończy, zobaczył biedną wieśniaczkę z dzieckiem na rękach. Zdenerwowany Wei Gu nie mógł się z tym pogodzić i zabił kobietę, a jej dziecko przy upadku mocno zraniło się w głowę, a dokładniej w czoło. Po latach, gdy Wei Gu poślubia córkę generała i podnosi materiał, który zakrywał jej twarz, spostrzega charakterystyczną bliznę na czole, orientując się, że jest dziewczynka, którą zabita wtedy kobieta miała na rękach. W innej wersji Wei Gu od razu dowiaduje się, że przeznaczona mu żona ma teraz trzy lata i albo w to nie wierzy, albo rozkazuje ją zabić, ale dziewczynka zostaje tylko zraniona w czoło i później adoptowana. O której jednak wersji byśmy nie mówili, los Wei Gu zawsze kończy się tak samo i poślubia on młodszą kobietę, którą lata wcześniej wskazuje Starzec pod Księżycem.

Choć wersji początków legendy o czerwonej nici jest kilka, to fundamentalne podstawy są niezmienne.

Po pierwsze z Czerwoną Nicią Przeznaczenia związany jest bóg Yue Lao.



Starzec spotkany przez Wei Gu siedzi na schodach w świetle księżyca, opierając się o płócienną torbę i trzymając księgę małżeństwa. Starzec mówi o sobie, że jest mistrzem „Aktu małżeństwa świata” i w swoim worku posiada wiele czerwonych (jedwabnych) sznurków/nici.

Po drugie nie ma znaczenia, czy dwie osoby dzieli różnica wieku, status społeczny czy jeszcze coś innego. Nić małżeństwa jest niezależna od tego.

Na koniec trzecie, ale i najważniejsze. Raz związana nić nie może już zostać rozwiązana. Nić może się rozciągać, może się splątać, ale nigdy się nie przerwie.

Czerwona Nić Przeznaczenia w Azji

Czerwona Nić Przeznaczenia jest bardzo popularna w krajach azjatyckich i wykroczyła już nawet poza obszar Azji. W pierwszej wersji, wywodzącej się bezpośrednio z chińskiej legendy, nić ta wiązała stopy pary, co nawiązywało do wiązania stóp nowożeńców. Z czasem jednak zaczęło to ewoluować i nić zaczęła być wiązana między kciukiem mężczyzny a małym palcem kobiety, by aktualnie stać się najczęściej nicią łączącą małe palce przeznaczonej sobie pary. Bez względu jednak na to, gdzie miałaby być przywiązana ta nić, to zawsze jest ona czerwona.

Nie zagłębiając się w dokładne przykłady, kolor czerwony był niezwykle ważny już od czasów starożytnych cywilizacji. Francuski antropolog Levi Breuer w swojej książce „Myślenie prymitywne” zwrócił uwagę, że „myślenie prymitywne to szczególny rodzaj myślenia oparty na reprezentacji zbiorowej i charakteryzujący się tajemniczym prawem wzajemnego przenikania się”. Ta cecha prymitywnego myślenia skłoniła naszych przodków do rozpoznawania rzeczy na podstawie ich instynktów życiowych i odczuć ludzkiego ciała oraz wyprowadzania znaczenia kolorów z samych rzeczy. Przykładem może być słońce, które nie tylko przynosi światło i ciepło, nie chodzi też tylko o to, że wszystko „powstaje”, gdy świeci słońce i sprzyja ono wzrostowi roślin. Sama scena wschodu i zachodu słońca w oczach prymitywnych przodków była niczym tajemnicza moc, która wypędzała ciemność i zło.

Sądząc po zastosowaniu czerwieni wśród Chińczyków, jej funkcje to nic innego jak dwa aspekty: odpieranie złych duchów i świętowanie, które są ściśle związane z małżeństwem i płodnością. Ma funkcję zapobiegania złu i eliminowania nieszczęść, emanuje boską mocą ciepła i pielęgnowania życia, stając się tym samym symbolem radości i pomyślności.

Czerwona Nić w Japonii

運命の赤い糸

うん   めい  のあか  いいと

Powyższe znaki oznaczają unmei no akai it, czyli właśnie czerwoną nić przeznaczenia. Legenda o czerwonej nici w Japonii jest związana właśnie z mitologią chińską, jednak w samej kulturze Japonii można byłoby się doszukiwać motywów zmiany z wiązania stóp, do wiązania palców. Jednak śledzenie drogi tej ewolucji to teraz bardziej spekulacje i nawiązujące do wielu aspektów kultury, dlatego zdecydowanie nie czuję się na siłach, aby próbować rozwikłać ten temat. To jednak, co mogę zagwarantować, to że motyw Czerwonej Nici Przeznaczenia jest popularnym i stale obecnym motywem w Japońskich dziełach wszelkiego rodzaju, a sama nić nie zawsze pokazywana jest w sposób dosłowny, jako nić przywiązana do małych palców, ale czasem bardziej symbolicznie. Przykłady można byłoby mnożyć, ale moim ulubiony będzie chyba symboliczne pokazanie Czerwonej Nici Przeznaczenia, która przekracza granice i łączy dwoje ludzi. Ten symbol wykorzystał Makoto Shinkai w swoim filmie „Kimi no na wa”, czyli „Your Name”. Uwielbiam to, jak czerwona wstążka jest obecna przez cały film i jak pięknie łączy głównych bohaterów, nie tylko nawiązując do wspomnianej legendy, ale także będąc ważną częścią fabuły. Moim zdaniem mistrzostwo!



Czerwona Nić Przeznaczenia w Sailor Moon

Choć czerwona nić przeznaczenia nie jest tak dokładnie widoczna w Sailor Moon, jak w choćby we wspomnianym przeze mnie powyżej filmie anime, to nie można nie zauważyć, że historia czerpie z tej legendy.

Miłość Usagi i Mamoru przekracza wszelkie granice, wiążąc ich razem w każdym życiu i zawsze prowadząc do siebie, by na koniec połączyć ich małżeństwem. Mimu wielu przeciwności, czy problemów, nić ta zawsze ich do siebie przyciąga i nikt (ani nic) nie jest w stanie jej przerwać. Nawet śmierć tego nie zrobiła.

Dodatkowych nawiązań można doszukiwać się w kolorach wstążek, jakie otaczają Usagi, gdy przemienia się w Sailor Moon. Sailor Moon jest Strażniczką Miłości i Sprawiedliwości, dlatego jasne, czerwono-różowe wstążki wychodzą z jej piersi i otaczają ją, tworząc strój superbohatera, podkreślając, że wszystkie jej moce pochodzą z prawdziwej miłości.



Dodatkowego nawiązania możemy doszukiwać się także w kolorze wstążki do włosów u Minako, której opiekuńcza planeta należy do bogini miłości.

Może te przykłady nie są czymś, co przekonałoby Was o istnieniu wątku Czerwonej Nici Przeznaczenia w Sailor Moon, tym bardziej biorąc po uwagę, że w kulturze zachodu także mówi się o przeznaczeniu, też opowiada się o tym, że osoby są sobie przeznaczone. Przyznam jednak, że wiedząc już więcej o kulturze azjatyckiej i mając na swoim koncie więcej opowieści, czy to japońskich czy chińskich, ja może nie tyle co bardzo widzę, ale rzeczywiście czuję to nawiązanie. Ta legenda jest bardzo popularnym motywem i choć nie zawsze pokazywana dokładnie, to jednak często choć delikatnie sygnalizowana w szczegółach. Zresztą twórcy anime z lat 90′ zdają się to potwierdzać w sposób jednoznaczny, co pokazałam Wam na początku.

Jestem również przekonana, że Naoko Takeuchi, która garściami czerpała czy to z mitologii greckiej i rzymskiej, mitologii chińskiej, astronomii i wielu innych dziedzin, miałaby pominąć tak popularną w chińskiej i japońskiej kulturze legendę, pisząc o romansie przekraczający wszelkie granice, wydaje się nie być czymś prawdopodobnym. Szczególnie, gdy mitologia opowiada o Starcu pod Księżycem…

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij